Kilka myśli o jedności

Podczas ostatniej wieczerzy, spożywanej z Apostołami tuż przed swoją męką, Jezus kieruje do nich słowa, które można nazwać Jego testamentem. Wypowiada wówczas to wszystko, co wydaje Mu się najważniejsze, o czym Jego przyjaciele – Apostołowie nie mogą zapomnieć.

zdjęcie: pixabay.com

2018-01-18

Zwieńczeniem tej mowy pożegnalnej jest modlitwa arcykapłańska Chrystusa, zapisana w Ewangelii św. Jana (17, 1-26). W ostatnich słowach swojej modlitwy Jezus prosi: „[Ojcze] Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś” (J 17, 20-23).

Prosząc Boga za przyszły Kościół, Jezus modli się o jego jedność. Dzisiaj wiemy, że nie sprostaliśmy prośbie Jezusa – nie tworzymy jednego Kościoła, co dla niewierzących w Chrystusa jest antyświadectwem. Oczywiście, nie mieliśmy wpływu na tzw. schizmę wschodnią w 1054 roku ani na wystąpienie Lutra w 1517 roku i wszystkie skutki tych wydarzeń. Jednak czy możemy powiedzieć, że brak jedności w Kościele to „nie nasza sprawa”?

Patrząc na codzienne relacje otaczających mnie osób – moich współsióstr, członków rodziny, znajomych, także moje z innymi ludźmi – zastanawiam się czasem, dlaczego tak często żyjemy w konflikcie czy wręcz w stanie otwartej wojny. Nie umiemy dojść do porozumienia z kolegami z pracy, sąsiadami, dziećmi, małżonkiem czy rodzicami. Nie potrafimy przebaczyć, dać komuś jeszcze jednej szansy. Brakuje nam szczerości, wzajemnego zrozumienia, wyrozumiałości dla błędów własnych i innych. Często kierujemy się stereotypami, uprzedzeniami, urazami. Walczymy z podziwu godnym zaangażowaniem o sprawy często zupełnie błahe. Co prawda, z drobiazgów składa się nasze życie, ale to nie znaczy, że im mamy poświęcać całą naszą uwagę i wszystkie siły.

Tymczasem budowanie jedności Kościoła zaczyna się w naszych domach, w naszych rodzinach, szkołach, zakładach pracy. Nie od razu trzeba zaprzyjaźniać się z „innowiercą” – przedstawicielem innego Kościoła chrześcijańskiego. Najpierw trzeba nauczyć się słuchać tego, co mówią do mnie ludzie, z którymi codziennie się spotykam, szanując odmienność ich poglądów czy przekonań – np. politycznych. Święty Jan Paweł II często nauczał o „duchowości komunii”, rozumiejąc ją jako kontemplację „tajemnicy Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas” i zdolność dostrzegania „w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży” (Novo millennio ineunte, 43).

Tam, gdzie rodzina wspólnie się modli, łatwiej jest rozwiązać problem, przetrwać kryzysy i napięcia. Jeśli zrozumiem, że moi bliscy są dla mnie pierwszą „szkołą” jedności i pozwolę tej szkole kształtować swoje serce, szybciej poradzę sobie z budowaniem jedności w szerszej społeczności – szkole, miejscu pracy, wspólnocie. Drugi człowiek jest dla mnie darem i zadaniem: darem – danym mi w tej chwili, na ten czas mojego życia; zadaniem – bo wymaga mojego zaangażowania, mojej otwartości na jego odmienność i niepowtarzalność.

Zanim pójdę do kościoła na nabożeństwo ekumeniczne, może najpierw poszukam możliwości pojednania z niesympatycznym sąsiadem lub uśmiechnę się życzliwie do nielubianej koleżanki w pracy?

Autorzy tekstów, S. Aleksandra

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 29.04.2024