„Po prostu spełniam dobry uczynek, pocieszam jak umiem, wysłuchuję…"

Jesienią ubiegłego roku Boża Opatrzność przyprowadziła mnie do uroczego Głogówka, w którym swoją placówkę mają Siostry Elżbietanki. Miałam możliwość spotkać się z nimi, porozmawiać, przyjrzeć się ich życiu i pracy. Wyjechałam stamtąd bardzo ubogacona – pięknem zakonnego życia i doświadczeniem zwyczajnej, bezinteresownej miłości bliźniego. Zresztą, przekonajcie się sami…

S.M. Dominika Polak ze swoimi podopiecznymi

zdjęcie: Archiwum Autora

2018-02-02

- Siostro Dominiko, od kiedy Siostra jest w klasztorze?

- Od 1960 r. Już jestem po złotym jubileuszu.

- Dlaczego Siostra wybrała Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety?

- Jakoś ciągnęło mnie do elżbietanek. Zresztą, miałam trzy ciocie, które były elżbietankami.

- Na ilu placówkach Siostra posługiwała?

- Dość dużo już ich było: Nysa, Koźle, Brożec, Prudnik, drugi raz Koźle, no i teraz Głogówek.

- Czym Siostra najczęściej zajmowała się na tych placówkach?

- Bardzo długo pracowałam przy dzieciach niepełnosprawnych w Koźlu, 22 lata. Tam byłam najdłużej właściwie. Później byłam przez 9 lat w Domu Prowincjalnym, jako przełożona. Potem znowu wróciłam do Koźla, na dziewięć lat.

- Na czym polega Siostry posługa tutaj, w Głogówku?

- W tej chwili posługuję chorym. Bardzo lubię chodzić do chorych. Odwiedzam chorych i zanoszę im Pana Jezusa. Wiele tam nie robię – mam już swoje lata, brakuje sił. Ale kiedy przychodzę z Panem Jezusem, mam dla nich czas: porozmawiamy, posłucham ich. Czasem proszą o jakąś drobną pomoc: pranie powiesić, załatwić coś w mieście.

- W tej chwili ilu Siostra ma podopiecznych?

- Dwadzieścia jeden osób. Tyle, że nie wszyscy mieszkają w centrum Głogówka, do niektórych mam daleko.

- To chyba niemożliwe, żeby codziennie ich odwiedzić?

- Nie, zajmuje mi to cały tydzień... Swoją wędrówkę zaczynam w poniedziałek. Właściwie w poniedziałek i wtorek mam najwięcej chorych, do których idę. W środę to są dwie osoby, w czwartek mam wolne. W piątek idę, jak ktoś prosi, dodatkowo, a w sobotę idę do trzech chorych pań. I tak tydzień zejdzie, nie wiadomo kiedy.

- Powiedziała Siostra, że rozmawia ze swoimi podopiecznymi. O czym najczęściej chorzy mówią?

- O swoich boleściach, o tym, co ich boli, co trudne. Niektórzy mają już problemy z pamięcią, więc tylko opowiadają, że ten im ukradł to, ten tamto… Wtedy muszę tak poprowadzić rozmowę, żeby odwrócić ich uwagę od tych myśli. Chwilę jest spokój, potem znowu… To jest choroba.

- Idąc do chorych, Siostra idzie jako elżbietanka czy jako przedstawicielka jakiejś instytucji, np. parafii czy Caritasu?

- Jako elżbietanka. Nie otrzymuję żadnej zapłaty, odwiedzam chorych dobrowolnie, charytatywnie. Po prostu spełniam dobry uczynek, pocieszam jak umiem, wysłuchuję…

- Skąd Siostra wie, do kogo ma iść z Panem Jezusem?

- Mam taką intuicję, tak jakoś wyczuję. Widzę, że ktoś chodził często do kościoła, a teraz go nie ma – więc myślę: co się stało? Muszę go iść odwiedzić. Nie idę od razu z Panem Jezusem, tylko najpierw tak zwyczajnie, porozmawiać, zbadać sytuację. Dopiero potem mówię: proszę pani czy proszę pana, może by księdza poprosić, bo jakby pan był po spowiedzi, to później mogę przynieść Pana Jezusa. No i tak nawiązuję kontakt z tymi chorymi. Wyczuwam taką potrzebę i rozmawiam z nimi.

- Zdarza się, że ktoś sobie nie życzy, żeby Siostra przychodziła?

- Raczej nie. Czasem niektórzy mi powiedzieli: a, siostro, jeszcze trochę, może pójdę do kościoła. Więc odpowiadam: dobrze, poczekamy. Później wracam. Zdarzyło się, że byłam u jednej pani raz i drugi, pukam, wołam, mówię przez domofon, że siostra tu jest. I słyszę, że nie trzeba. Lecz nie dawało mi to spokoju, poszłam kolejny raz, pod pretekstem, że chciałam tylko przekazać pozdrowienia. Tym razem pani pozwoliła mi wejść. Dzisiaj zanoszę tam Komunię Świętą. Kobieta jest szczęśliwa, że oboje z mężem przyjmują Pana Jezusa. Różne sytuacje się zdarzają… Ale wszystko się robi dla Pana Jezusa.

- Czy miała Siostra w swojej posłudze takie wydarzenie, które często wspomina?

- Szczerze mówiąc, najchętniej pracowałam przy tych chorych niepełnosprawnych dzieciach w Koźlu. Tam właściwie oddałam moje serce – dzieciom. Bardzo kochałam dzieci niepełnosprawne. Często wracam tam myślami, wspomnieniami, modlitwą.

- Skąd w Siostrze tyle miłości do chorych?

- Sama nie wiem… We mnie zawsze coś takiego było, jeszcze za młodych lat, jako dziewczyna lubiłam rozmawiać ze starszymi paniami, odwiedzać je. Później, jak byłam na placówce w Koźlu, organizowałyśmy dzień chorych. Wtedy jeszcze nie było stacji Caritas, więc starałyśmy się własnymi siłami coś dla nich zrobić. Wszystkie Siostry pomagały przygotować taki dzień chorych: nakarmić ich, jakieś przedstawienie wymyślić, żeby przez cały ten dzień być z nimi, nimi się zająć. Czasem trzeba było wozić chorych samochodami do innej parafii, bo nie było miejsca w naszej parafii. Księża nam chętnie pomagali. Było zawsze przy tym wiele radości. Dzisiaj to już chyba nie jest takie ważne, bo jest więcej możliwości opieki nad chorymi: Caritas, domy opieki. Kiedyś tego nie było.

- Czy Siostra lubi swoją pracę – o ile tę posługę można nazwać pracą?

- Bardzo. Codziennie dziękuję Panu Bogu i jestem Mu bardzo wdzięczna za tę łaskę, że mogę do tych chorych chodzić, mogę ich odwiedzać, mogę ich nieraz pocieszyć, nieraz tylko wysłuchać. Jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu.

Z Siostrą M. Dominiką Polak rozmawiała s. Aleksandra Leki

Autorzy tekstów, S. Aleksandra, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024