Zdążyć z miłością
2013-06-06
ks. Wojciech Bartoszek
Pan Bóg nie przestaje mnie zaskakiwać. Wciąż podsuwa mi scenariusze, których sam wcześniej nie wziąłem pod uwagę. Jedna z takich sytuacji miała miejsce wówczas, gdy postawił na mojej drodze Andrzeja (imię zostało zmienione przez redakcję).
Było to krótko przed świętami Bożego Narodzenia. Odwiedzając zaprzyjaźnione hospicjum, dowiedziałem się o młodym, nieochrzczonym pacjencie, który niedawno został przyjęty na oddział. Jego stan był bardzo ciężki. Pomyślnych rokowań – brak. Pomyślałem, że warto go odwiedzić. Nie od razu wiedziałem o czym i jak z nim rozmawiać. Wiedziałem natomiast, że muszę się spieszyć. Był to czas, kiedy wiele osób intensywnie modliło się o nawrócenie dla Andrzeja. Wierzę, że szczególnie cenna była modlitwa niepełnosprawnych dzieci z ośrodka, w którym jestem kapelanem.
Obawiałem się, że Andrzej będzie zwlekał z decyzją o przyjęciu Chrztu. Myślałem, że przyjdzie mi włożyć wiele wysiłku w przekonanie go do wyznania wiary w Jezusa. Myliłem się. Bóg w swojej dobroci znów okazał się o wiele bardziej hojny niż mogłem przypuszczać. Prędko dał Andrzejowi łaskę wiary. Na mocy tej łaski udzieliłem mu trzech sakramentów: Chrztu, Bierzmowania i Komunii Świętej. W tym szczególnym momencie byli przy nim jego rodzice, pani doktor – od teraz występująca także w roli matki chrzestnej, personel medyczny oraz inni chorzy. Atmosfera tego wydarzenia była niezwykła. Prawdziwe święto w hospicjum! Święto w życiu Andrzeja! W końcu Andrzej przyjął Komunię Świętą jako Wiatyk oraz czwarty sakrament – Namaszczenie Chorych. Otoczony najbliższymi, po pięciu dniach od wyznania wiary w Jezusa, odszedł do Niego.
Bóg znów zdążył na czas. Miłość przyszła w samą porę. Ona zawsze wybiera właściwy czas. Czas optymalny. Nie przestaję więc uwielbiać Boga w osobie Andrzeja – w jego życiu, nawróceniu i śmierci. Wciąż uwielbiam Boga w Jego nietypowych scenariuszach.