Matka małych i wielkich cudów

2013-06-06

Danuta Dajmund

 

Nie jest łatwo pisać o miejscu, w którym nigdy się nie było i którego odwiedzenie pewnie już na zawsze pozostanie w sferze niezrealizowanych marzeń. Ale Duch Święty „wieje kędy chce” i kiedy szukałam inspiracji, poprowadził mnie do świadków pewnego małego cudu. A ten cud wydarzył się właśnie tam…

Wielu podróżujących po raz pierwszy po Ziemi Świętej musi skonfrontować własne wyobrażenia miejsc uświęconych ziemskim życiem Jezusa z zastaną rzeczywistością. Zwykle przyznają, że to trochę bolesne doświadczenie. Nie inaczej jest z Betlejem. Nigdy nie było ono zbyt dużym miastem i pewnie pod tym względem przypomina trochę tamto Betlejem sprzed ponad dwudziestu wieków. Trudno jednak w miejscu otoczonym ośmiometrowym murem broniącym wstępu Izraelczykom, rozpoznać miasto narodzin Jezusa. Dziś zdaje się być bardziej niegościnne niż w czasach, kiedy przybyli do niego Święci Małżonkowie, aby się dać zapisać zgodnie z wolą rzymskiego okupanta. Próżno szukać tu klimatu tamtych czasów, a zamiast anielskiego Gloria łatwiej o odgłosy dobiegające z okolicznych kawiarenek i sklepów. A jednak codziennie przybywają tu pobożni pątnicy z całego świata, aby zbliżyć się do tajemnicy tamtych Narodzin.

Basia i Marta przyjechały z grupą pielgrzymów z Polski. Aż do tego dnia właściwie się nie znały. Niestety, podróż z przypadkowymi osobami, których z trudem pomieściły trzy autokary, nie sprzyja integracji. Marta zresztą nie oddalała się od teściów, dzięki którym mogła tu przyjechać. Tymczasem Basi zaczynała już doskwierać samotność. Jej męża zatrzymały w kraju obowiązki służbowe, więc nie miała z kim dzielić się wrażeniami.

Gdy spotkały się w hotelowym pokoju, który przyszło im dzielić w tę jedyną noc spędzaną w Betlejem, miały już za sobą pobyt w miejscach najważniejszych wydarzeń innej betlejemskiej Nocy: narodzin Jezusa oraz pokłonu pasterzy i mędrców. Miejsca te kryje dziś pięcionawowe Sanktuarium Bożego Narodzenia. Pierwotny kościół, wzniesiony w IV wieku przez cesarza Konstantyna i jego matkę św. Helenę, podlegał wpływom kolejnych zdobywców, by jeszcze bardziej ucierpieć podczas dziewiętnastowiecznego trzęsienia ziemi i pożaru. Choć burzliwa historia tych terenów nadal odciska na nim swoje piętno, sanktuarium trwa niewzruszenie na świadectwo najważniejszych w dziejach ludzkości Narodzin.

Basia czuła się trochę zawiedziona. Tak wielkie nadzieje wiązała z tym miejscem. Tyle modlitw chciała tu zostawić. Tymczasem ponaglana przez tłum za nią i zniecierpliwiony głos przewodnika, zdążyła zaledwie przyklęknąć, by musnąć dłonią gwiazdę wskazującą miejsce narodzin Jezusa. Ale On i tak wie, co chciała Mu powiedzieć. On wie... – upewniała samą siebie. Jej towarzyszka chyba też nie potrafiła zasnąć… Nim zaczęło świtać, wiedziały już o sobie niemal wszystko. Marta była młodsza od Basi o 13 lat. Pięć lat temu wyszła za mąż. Znali się z mężem od dziecka – byli sąsiadami. Oboje pragnęli zostać rodzicami. Dopiero po dwóch latach Marta poczęła upragnione dziecko, ale ich szczęście trwało zaledwie trzy miesiące. Po roku sytuacja powtórzyła się, a pięć miesięcy przed pielgrzymką utracili swoje trzecie dzieciątko. Tym razem już wiedzieli, że był to chłopiec. – Wierzę, że w końcu zostanę matką. Tak wiele osób się o to modli, więc On na pewno nas wysłucha! Marta była o tym przekonana. Basia trochę zazdrościła jej tej wiary. I czegoś jeszcze... Marta już wie, jak to jest nosić pod sercem upragnioną, małą istotę… Ona pewnie nigdy się tego nie dowie. Ma za sobą 40 lat życia i kilka wzajemnie wykluczających się diagnoz lekarskich. Przeżyła powtarzające się na przemian okresy buntu i nadziei, oraz ciężką walkę z pokusą in vitro. – Ta pielgrzymka to taka moja ostatnia deska ratunku – wyznała.

Rankiem obie były pewne, że dwie godziny wolnego czasu, które przewodnik obiecał uczestnikom pielgrzymki, pragną spędzić w miejscu, do którego wczoraj nawet nie udało im się wejść. Znajdująca się w pobliżu Bazyliki Narodzenia Grota Mleczna to przedziwne miejsce. Tradycja głosi, że podczas ucieczki do Egiptu zatrzymała się tu Święta Rodzina, aby Maryja mogła z dala od ciekawskich spojrzeń, nakarmić swoje Dziecię. Kilka kropel mleka miało spaść na skałę, z której wykuta jest grota, upodabniając jej barwę do koloru mleka. Pewnie dlatego Grota Mleczna jest od wieków ulubionym miejscem modlitw ludzi błagających z wiarą o cud macierzyństwa i rodzicielstwa. Tu znikają wszystkie podziały, a łączy wspólne wszystkim pragnienie wydania na świat nowego życia. Obok siebie modlą się zgodnie chrześcijanki i muzułmanki. Wypłakują swoje modlitwy wpatrzeni w wizerunek Matki Bożej Karmicielki małżonkowie. Wierzą, że wyprosi im łaskę, którą kiedyś sama otrzymała. W otulającym Grotę sanktuarium poświęconym tajemnicy Macierzyństwa Maryi, zdaje się znajdować odbicie każde macierzyństwo. Mówią o tym nie tylko opiekujący się bazyliką franciszkanie, ale także świadectwa pokrywające ściany sąsiadujących z Grotą pomieszczeń. Spisały je osoby, które wierzą, że to właśnie dzięki orędownictwu Matki Bożej Karmicielki ich modlitwy zostały wysłuchane. Z fotografii dołączonych do tych świadectw spoglądają małe twarzyczki dzieci – żywe dowody wielkich cudów.

Marta i Basia opuściły Grotę w milczeniu. Tego dnia nie miały już okazji rozmawiać z sobą. Podczas ostatniego pielgrzymkowego wieczoru, postanowiły opowiedzieć o sobie i o tamtych godzinach spędzonych w Grocie Mlecznej.

– Długo wpatrywałam się w wizerunek karmiącej Maryi, rozmyślając czy i ja dostąpię kiedyś podobnego szczęścia - wyznała Marta. – Potem przeniosłam spojrzenie na twarz Dzieciątka. Przez chwilę wydawało mi się, jakby mały Jezus spoglądał na mnie. Ale nie… jednak nie. Jego wzrok sięgał dalej, gdzieś poza moje ramię. Odruchowo odwróciłam głowę. W niemal pustej kaplicy, za mną, z twarzą ukrytą w dłoniach klęczała Basia. Przypomniałam sobie naszą nocną rozmowę. Tak wiele chciałam powiedzieć Maryi: o swoich stratach i cierpieniu, o swojej tęsknocie i marzeniach. Zamiast tego powtarzałam w głębi serca prośbę: Maryjo, pomóż Basi!

– Nie wiem jak długo klęczałam. Czas się nie liczył. Obserwowałam biały jak mleko pył unoszący się w smugach światła padającego na twarz karmiącej Maryi – wspominała Basia. – Niemal czułam Jej troskę o Dziecko i niepokój przed daleką podróżą w nieznane. To dziwne, ale zapomniałam słów, które chciałam Jej powiedzieć. Myślałam tylko o Niej – o jej zmartwieniach i niepokoju. Z każdą chwilą moje własne lęki stawały się mniejsze i chyba po raz pierwszy pozwoliłam ujawnić się myślom, które gdzieś tam, na dnie serca, kołatały już od dawna; przecież matką można być na wiele sposobów, na miłość czeka tyle istot! Wiem, że takich decyzji nie wolno podejmować pod wpływem nastroju, że wymagają świadomego wyboru, nie tylko mojego, ale i mojego męża, że przed nami jeszcze długa droga – dodała Basia. – Czy Maryja wyprosi mi cud, o który przyjechałam Ją prosić? Nie wiem, ale chyba nauczyłam się bardziej ufać planom Boga.

W hotelowym pokoju długo panowała cisza, aż w końcu ktoś głośno powiedział to, o czym myśleli wszyscy słuchacze tych niezwykłych świadectw:

– Ten cud już się zdarzył… i to chyba nie jeden.

Miesięcznik, Numer archiwalny, 2012-nr-05

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024