Cierpienie uszlachetnia czy nie?
Nad tajemnicą cierpienia można dyskutować teoretycznie, akademicko, filozoficznie. Jednak przychodzą chwile i czasy, kiedy trzeba się skonfrontować z własnym cierpieniem i bólem.
2023-01-21
Nieraz przywoływane jest następujące wydarzenie: Pewnego dnia ciężko chorego ks. profesora Józefa Tischnera odwiedził znajomy. Wcześniej rozmawiali dużo o cierpieniu. Podczas kolejnej wizyty Tischner – który już nie mógł mówić wskutek postępującego raka krtani – podał znajomemu karteczkę ze słowami: „Nie uszlachetnia”.
W Liście do Hebrajczyków pojawia się następujące zdanie: „Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie” (Hbr 2, 10).
Więc jak jest? Uszlachetnia czy nie uszlachetnia? Udoskonala czy nie udoskonala? Stajemy przed naprawdę trudnym problemem; problemem, który wielu ludziom w przeszłości i dziś spędza sen z powiek. Nad tajemnicą cierpienia można dyskutować teoretycznie, akademicko, filozoficznie (może tak Tischner kiedyś wcześniej dyskutował nad cierpieniem ze swoimi studentami na sali wykładowej). Jednak przychodzą chwile i czasy, kiedy trzeba się skonfrontować z własnym cierpieniem i bólem, nieraz tak wielkim, że już nie można rozmawiać i pozostaje tylko pisanie karteczek.
Chyba można powiedzieć, że obydwie przytoczone wyżej wypowiedzi są prawdziwe. Spróbujemy się nad nimi pochylić, z wielką pokorą: bo pierwsza, to wypowiedź bardzo ciężko chorego człowieka, a druga – dotyczy samego Jezusa i Jego drogi krzyża. Obydwie wypowiedzi mogą wydawać się kontrowersyjne. Pierwsza, ta Tischnera, zdaje się iść w poprzek tradycji Kościoła, która w cierpieniu widziała drogę prowadzącą do większej szlachetności. Druga wypowiedź, ta z Pisma Świętego, też wygląda prowokacyjnie, bo mówi o udoskonalaniu przez cierpienie samego Jezusa. Jezus, prawdziwy Syn Boży, potrzebował jakiegoś wydoskonalenia?
Zapis na karteczce Tischnera to słowa człowieka naznaczonego wielkim bólem choroby nowotworowej, która zabierała stopniowo kolejne umiejętności i możliwości, także w końcu zdolność mowy. Wiemy, że ból nawet najmniejszego palca czy zęba wprowadza wielką destrukcję w organizmie. Gdy ból narasta, człowiek ma przeczucie, że jego człowieczeństwo, jego osobowość rozpadają się. Pojawiają się ciężkie, negatywne emocje, czasem pełne smutku i zniechęcenia, czasem naznaczone gniewem i złością: na ludzi, nawet najbliższych, a nieraz i na Boga. Kiedyś Arcybiskup Alfons Nossol powiedział o Jezusie, że nie umarł na krzyżu dumną śmiercią Sokratesa, ale zdeptany jak robak. Czyż zawołanie Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” nie było krzykiem bólu, cierpienia i samotności, podobnym do karteczki Tischnera: „nie uszlachetnia”?
Wróćmy teraz do przywołanego zdania z Listu do Hebrajczyków. Z jednej strony jest w nim mowa o synostwie Bożym Jezusa, „dla którego wszystko i przez którego wszystko”. Słowa te brzmią podobnie jak Prolog Ewangelii św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. Z drugiej strony pojawia się w tekście Listu do Hebrajczyków odniesienie do prawdziwego człowieczeństwa Jezusa, który doświadczał cierpienia i „zaznał śmierci” (jak mowa o tym w wersecie wcześniejszym). Biblijny autor nie gloryfikuje ani samego cierpienia Jezusa ani Jego śmierci, ale podejmuje nad nimi głębszą medytację. Do jakich wniosków dochodzi? Że Jezus w wielkich bólach i cierpieniach, których doświadczył jako człowiek, do końca (właśnie w sposób doskonały) wypełnił wolę Bożą, przyjął cierpienie i ofiarował je za zbawienie świata. Że poprzez cierpienie i śmierć wszedł do chwały wiecznej (która w pełnej doskonałości ukazuje osobę Jezusa Syna Bożego). Że poprzez mękę i śmierć Jezus pokazał ludziom, jak mają przeżywać swoje, nieraz bardzo ciężkie, doświadczenia i cierpienia. Że mimo destrukcyjnego doświadczenia bólu, cierpienie przyjęte zgodnie z wolą Bożą oraz ofiarowane w łączności z krzyżem Jezusa, może być drogą prowadzącą do doskonałości i do świętości. W tym kontekście przywołajmy jeszcze raz wypowiedź z Listu do Hebrajczyków: „Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie”.
Ufamy, że śp. Ks. Tischner, który był człowiekiem wielkiej wiary i nadziei, poprzez swoje ciężkie cierpienia, które go wydoskonaliły, doszedł do spotkania z Jezusem w wiecznej chwale nieba.