Zawierzyłam Miłości (cz. 1)

Rozmowa z siostrą Makscencją (Eleonorą Lempą), elżbietanką, w domu prowincjalnym Zgromadzenia św. Elżbiety w Katowicach.

2013-06-06

rozm. Danuta Dajmund

 

Jan Paweł II mawiał, że „chorzy są umiłowaną cząstką Kościoła”, a w tym roku Kościół w Polsce pragnie przybliżyć nam prawdę, że jest naszym domem. A jak Siostra rozumie swoją obecność w Kościele?
Gdy byłam dzieckiem najważniejszy był dom rodzinny, potem Zgromadzenie. Teraz wiem, że to wszystko osadzone jest w Kościele, że to on jest moim domem. Kościół to moja rodzina, modlę się więc za Papieża i za wszystkich członków Kościoła, zwłaszcza cierpiących, prześladowanych i zagubionych. W tym miesiącu, w przypadającym 2 lutego Dniu Życia Konsekrowanego, kończą się w naszej diecezji obchody Roku Życia Konsekrowanego, dlatego proszę wszystkich cierpiących czytelników „Apostolstwa Chorych” o modlitwę za nas – osoby konsekrowane – abyśmy stale na nowo uczyły się zawierzać Bożej Miłości nasze powołanie, naszą służbę, ale i nasze cierpienie. Pewnie chciałaby Pani zapytać, jak ja radzę sobie z własną chorobą i w jaki sposób zmieniła ona moje życie?

Nie tylko. Chciałabym wiedzieć o Siostrze… wszystko. Ale zacznijmy od pięknego imienia, które Siostra nosi: Maxentiaa (łac. Maximus, czyli największy, najwspanialszy)…
Widzę, że rzeczywiście muszę wyznać wszystko [śmiech]. W naszym Zgromadzeniu kandydatka przygotowująca się do życia zakonnego, rozpoczynając czas formacji, zwany Nowicjatem, otrzymuje strój zakonny oraz nowe imię. W 1980 r. tak było i ze mną. Wśród 5 imion, które zaproponowałam przełożonym, była Maxentia. Niewiele wiedziałam o samej Świętej, natomiast znałam pewną zakonnicę noszącą to imię. I tu muszę cofnąć się do dzieciństwa. W szpitalu, w którym ja i moja siostra bliźniaczka przyszłyśmy na świat, pracowała wówczas siostra elżbietanka o imieniu Maxentia. Dowiedziałam się o tym, kiedy mając 17 lat uległam poparzeniu i trafiłam do tego samego szpitala. W dniu mojego przyjęcia, na salę wkroczyła dość postawna zakonnica i już od progu zwróciła się do mnie: „To pani mama zmarła”. Zdrętwiałam z przerażenia. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że siostra mówi o wydarzeniu sprzed 17 lat. Muszę tu wyjaśnić, że wkrótce po tym, jak przyszłyśmy na świat, nasza Mamusia  zmarła. Nie zdążyła nas nawet zobaczyć. Ale s. Maxentia miała okazję z nią wcześniej rozmawiać. Zapamiętała nazwisko i okoliczności towarzyszące naszym narodzinom. Po urodzeniu obie z siostrą jeszcze dość długo przebywałyśmy w szpitalu, więc tam zostałyśmy ochrzczone. Być może to właśnie ona towarzyszyła nam przy chrzcie. Dziś s. Maxentia już nie żyje, a ja zawsze będę wdzięczna za jej przyjaźń i życzliwość, jaką okazała mi zwłaszcza kiedy byłam pacjentką szpitala. Odwiedzała mnie i dużo z sobą rozmawiałyśmy.

Czy już wtedy pragnęła siostra zostać zakonnicą?
Chyba tak, choć nie byłam pewna, jakie zgromadzenie wybiorę. Ale nie ukrywam, że siostry Elżbietanki były mi najbliższe, może dlatego, że pracowały w naszej parafii pw. św. Magdaleny w Dobrodzieniu. W tamtych latach w Zgromadzeniu był zwyczaj, że dane imię nosiła tylko jedna zakonnica. Siostra Maxentia jeszcze żyła, ale ponieważ w tym czasie wysłano ją na placówkę do Szwecji, zrobiono dla mnie wyjątek i mogłam przyjąć to samo imię.

Wróćmy do Siostry dzieciństwa, już na wstępie naznaczonego krzyżem. Wszak nie jest łatwo żyć ze świadomością, że nie znało się własnej Mamy?
Tak, ale pomagała nam świadomość, że Mamusia oczekując, nas bardzo nas kochała, podobnie jak tata. Po pogrzebie Mamy i naszym chrzcie, wróciłyśmy do domu. Jednak nie razem. Ja i starsza siostra Marysia zostałyśmy z tatusiem, a moją siostrę bliźniaczkę, za zgodą tatusia, zdecydował się wychować bezdzietny w swoim małżeństwie brat naszej zmarłej Mamy. Jakiś czas później tatuś ożenił się z siostrą zmarłej Mamusi. Więc choć Gabrysia i ja nie wychowywałyśmy się razem, to pozostałyśmy najbliższą rodziną.  Nigdy nie utraciłyśmy z sobą bliskiego kontaktu. Wkrótce też na świat przyszło moje młodsze rodzeństwo, a wujkowi i cioci, także urodził się syn. Wraz z siostra bliźniaczką miałyśmy podobne zainteresowania. Mieszkałyśmy wprawdzie w różnych miejscowościach, ale należałyśmy do tej samej parafii, więc spotykałyśmy się też przy okazji rozmaitych wydarzeń parafialnych.

A kiedy przyszedł czas na pierwsze wybory dotyczące dorosłego życia?
Zawsze zachwycał mnie zakonny styl życia, to że jest się  tak blisko Pana Jezusa. Siostry elżbietanki przygotowywały mnie do I Komunii, a później obie z siostrą uczestniczyłyśmy w spotkaniach Dzieci Maryi. Jeździłyśmy też na rozmaite pielgrzymki i dni skupienia, podczas których poznałyśmy wiele sióstr zakonnych. Często brałyśmy udział w  tzw. „wakacjach z Bogiem”. W 1980 r. przeżywałyśmy rekolekcje u sióstr Elżbietanek w Katowicach. To chyba wtedy Pan Bóg nas zawołał, a my Mu odpowiedziałyśmy. Kiedy przybyłyśmy do Katowic z okazji ślubów zakonnych koleżanki, nie uprzedzając o naszej decyzji rodziców, postanowiłyśmy zapisać się do zakonu. Byłyśmy już wtedy pełnoletnie, ale wiedziałyśmy, że rodzicom nie będzie łatwo zaakceptować naszą decyzję. Szczególnie rodzice Gabrysi nie dopuszczali myśli, że mogliby ją stracić. W końcu powiedziałam wszystko mamie, a ponieważ bałam się reakcji taty, prosiłam, by to ona powiedziała mu o mojej decyzji. Ostatecznie otrzymałam zgodę rodziców; niestety, nie otrzymała jej moja siostra. Dopiero po kilku miesiącach, dokładnie w dniu naszych urodzin, dojechała do Katowic, mówiąc, że „uciekła” z domu. I tak wspólnie rozpoczęłyśmy naszą formację zakonną.

Czy rodzice w końcu pogodzili się z jej decyzją?
Było im trudno. Wujek po roku przyjechał. Był obrażony. Zapytał tylko: „Kiedy wracasz?”. Kiedy po trzech latach pojechałyśmy na pierwszy urlop, nadal zachowywał dystans. Na szczęście wszystko się zmieniło i w dniu ślubów wieczystych Gabrysia otrzymała błogosławieństwo swoich rodziców.

Czy wasze drogi często się spotykają? Nie straciłyście kontaktu prowadząc życie zakonne
Nie, przeciwnie. Po ślubach zostałam skierowana na placówkę do parafii w Tychach, a po roku dołączyła do mnie moja siostra i byłyśmy razem przez 23 lata. To był taki piękny prezent od Pana Boga zatwierdzony decyzją przełożonych. Dopiero w klasztorze tak naprawdę się poznałyśmy i zbliżyłyśmy do siebie. Jakby Pan Bóg chciał nam wynagrodzić rozłąkę w dzieciństwie. Ale do zakonu nie wstąpiłyśmy przecież po to, aby być razem. W końcu przeniesiono mnie na inną placówkę, a siostra pozostała w Tychach jeszcze rok. Obecnie przebywamy w różnych miejscach.

– Czy z perspektywy przeżytych lat nie żałuje siostra tamtej, młodzieńczej decyzji?
Nie, nigdy! Sądziłam, że wiem wszystko o życiu zakonnym, lecz dopiero podczas rekolekcji w 1980 r. pierwszy raz przebywałam w tak dużej wspólnocie sióstr, dzieląc ich codzienne życie. Były dzwonki na modlitwę i milczenie, wiele czasu dla Boga i służba ludziom. Spełniło się moje marzenie!

Czym się Siostra zajmowała na swojej pierwszej placówce?
Zanim jako dwudziestoletnia zakonnica trafiłam do parafii Ducha Świętego w Tychach, przełożeni skierowali mnie i moją siostrę na studium katechetyczne. W Tychach uczyłam się więc realizować swoje powołanie poprzez katechizację. Przez pierwsze 8 lat uczyłam dzieci w salkach katechetycznych, później w szkole. Katechizowałam też w kilku oddziałach przedszkolnych.

Skąd inąd wiem, że dzieciaki bardzo do siostry lgnęły…
Ja także bardzo je kochałam. I lubiłam katechizować. A potem… trzeba było się z tym wszystkim rozstać…

Czy to z powodu postępującej wady wzroku?
Tak. Moja krótkowzroczność jest dziedziczna.  Chorowały na nią babcia i obie ciocie. Podobnie jak one, obie z siostrą od dzieciństwa nosiłyśmy okulary. Z czasem stwierdzono u nas zwyrodnienie siatkówki. Wzrok mojej siostry jest w lepszym stanie, bo wcześniej uchwycono zmiany chorobowe. U mnie było za późno na operację. Na domiar złego wystąpiły poważniejsze problemy. Ta nieodwracalna choroba uderza w układ centralny, zniekształca widzenie. Okulistka nie chciała mi już wydać zgody na dalszą pracę zawodową. Nie dowierzałam tym diagnozom, wierząc, ze nie jest tak źle. Niestety, mój wzrok sukcesywnie się pogarszał Zaczęła się wędrówka po szpitalach, wreszcie renta i… koniec z katechizacją. To było dla mnie najtrudniejsze. Przełożeni, którym jestem za to ogromnie wdzięczna, posłali mnie do najlepszych specjalistów na konsultacje. Jednak choroba była tak zaawansowana, że jej skutki są już nieodwracalne. Otrzymałam I grupę inwalidzką.

Spotkania z krzyżem nigdy nie są łatwe. Większość osób próbuje się buntować.
No cóż… ja też jestem tylko człowiekiem. Najtrudniej było mi pogodzić się z rodzajem mojej niepełnosprawności. Gdyby dotknęła mnie inna choroba… Ale oczy?! Przecież czułam się zdrowa! Najbardziej brakowało mi katechizacji, ale również innych zajęć. Jako zakrystianka, dbałam o wystrój kościoła, zawsze tak blisko ołtarza… Ale jak układać kwiaty prawie nie widząc? Starałam się jak najdłużej wszystko wykonywać samodzielnie. Aż w końcu trzeba było zmierzyć się z inną rzeczywistością i coraz częściej prosić kogoś o pomoc. Nie wolno mi było schylać się, ani podnosić nic cięższego. Nie mogłam czytać modlitwy brewiarzowej, a przychodzące listy musiała mi czytać któraś z sióstr. Bywało różnie; czasem mogłam korzystać z lupy, innym razem lupa nie pomagała. Kiedy nastąpiło dalsze pogorszenie, bałam się już sama wychodzić na ulicę. Tak było do pewnego czasu. Pytałam nieraz: „Panie Jezu, co chcesz mi przez to powiedzieć?” W końcu przekonałam się, że jeśli Bóg coś dopuszcza, to człowieka nie opuszcza. Spotkałam wielu życzliwych ludzi – tu w zgromadzeniu, ale i świeckich. Pokazali mi, jak żyć z moją chorobą. Dowiedziałam się o wielu zdobyczach techniki, ułatwiających czytanie osobom niedowidzącym. Pewna niewidoma instruktorka, powiedziała mi o stronie internetowej Apostolstwa Chorych. Często siostry podsuwają mi różne pomysły, a ja mam okazję dziękować Bogu za każdego człowieka, który mnie ubogaca. Cieszę się, gdy i ja swoim skromnym doświadczeniem mogę wnieść coś w życie innych, czy do czegoś zachęcić.


cdn.

Miesięcznik, Numer archiwalny, 2012-nr-02

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024