Chrześcijańskie spojrzenie na leczenie bólu

Będąc człowiekiem pobożnym i religijnym, zawsze należy kierować się roztropnością. Choć tradycja Kościoła o dobrowolnej rezygnacji z części środków przeciwbólowych jest aktualna, to jednak wymaga mądrości życiowej.

zdjęcie: CANSTOCKPHOTO.PL

2018-09-07

Jezus Chrystus pomagał ludziom prze­zwyciężać ból i cierpienie poprzez liczne uzdrowienia. Jako przykład dał ludziom Samarytanina, który po­mógł poszkodowanemu – „zalał rany oliwą i winem” (Łk10, 34). Oliwa służyła do złagodzenia bólu, a wino stanowiło środek dezynfekujący. Wszystko po to, by ulżyć w cierpieniu.

Jezus leczy ból

Jako prawdziwy człowiek Jezus bał się bólu i cierpienia, dlatego modlił się w Ogrójcu, prosząc o oddalenie „kie­licha męki”. Równocześnie był gotowy do końca pełnić wolę Ojca niebieskiego. W posłuszeństwie i miłości wziął na sie­bie krzyż, przeżył straszną męką i właśnie poprzez to posłuszeństwo i miłość do­konał dzieła odkupienia człowieka.

W takiej postawie wobec cierpienia chcą Jezusa naśladować Jego uczniowie, szczególnie ci, którzy doświadczają w swoim życiu bólu i cierpienia. Wiara chrześcijańska jest racjonalna, czyli jest zbudowana na rozumie, który człowiek otrzymał od Pana Boga. Już w raju, za­raz po zakończeniu dzieła stworzenia, Bóg wezwał człowieka, by czynił sobie ziemię poddaną. Zachęcił w ten spo­sób do odkryć naukowych, do rozwoju cywilizacyjnego, w tym także do postę­pu w medycynie. Jeśli zatem człowiek wynajduje nowe środki lecznicze, jeśli odkrywa i wytwarza nowe lekarstwa, służące zmniejszeniu cierpienia i bólu, to realizuje wezwanie Boga do czynie­nia sobie ziemi poddanej oraz naśladuje Jezusa, którego Ewangelia tak wyraźnie przedstawia jako Lekarza. Gdy z kolei przychodzą cierpienia i bóle, których nie można medycznie przezwyciężyć, to wówczas z pomocą łaski Bożej chrze­ścijanin stara się spotkać z umęczonym Jezusem i wraz z Nim nieść krzyż, włą­czając się w dzieło zbawienia.

Apostolstwo Chorych ofiaruje ból i cierpienie

Jednym z najważniejszych zadań, któ­re przyświeca wspólnocie Apostolstwa Chorych, jest jednoczenie się w doświad­czeniu choroby z Jezusem Chrystusem oraz w łączności z Nim ofiarowanie swojego cierpienia Bogu za zbawienie świata. Ta idea legła u podstaw powsta­nia wspólnoty Apostolstwa Chorych zarówno w świecie, jak i w Polsce. Od samego początku myśl o ofiarowaniu cierpienia nie oznaczała wychwalania czy też gloryfikacji samego cierpienia. Ani chrześcijaństwo w ogólności ani Apostolstwo Chorych w szczególno­ści nie promują cierpiętnictwa. Ksiądz Michał Rękas niejednokrotnie o tym przypominał. Już w 1930 roku pisał: „Przynależność do Apostolstwa Cho­rych nie wyklucza pragnienia ulecze­nia i powrotu do zdrowia i czynienia w tym kierunku starań i zabiegów i mo­dlenia się o zdrowie”. W 1947 rozwinął tę myśl: „Choroba i cierpienie są same w sobie czymś złym. Tak uczy św. Tomasz z Akwinu i cały Kościół katolicki. Pod­kreślam to mocno, żeby usunąć możliwe podejrzenia i nieporozumienia ze strony ludzi patrzących na Apostolstwo Cho­rych powierzchownie, bez zrozumienia. Kościół katolicki, idąc śladami Jezusa, czynił wiele i wciąż czyni dla zmniejsze­nia cierpienia. Chory obowiązany jest leczyć się, Kościół przy chorych modli się przede wszystkim o zdrowie”. Zaś o ofiarowaniu cierpień pisał tak: „Nie jest to pragnienie nowych, dodatko­wych, czy jeszcze większych cierpień, tylko całkiem proste, ofiarne przyjęcie i religijne przeżycie po Bożemu cierpień istniejących”.

Współczesna medycyna leczy ból

Współczesna medycyna, szczegól­nie tak zwana medycyna paliatywna, rozwinęła nowe, nieznane wcześniej metody łagodzenia i uśmierzania bólu. Sposób aplikowania środków przeciwbó­lowych generalnie oparty jest o zasadę stopniowości, to znaczy podaje się taki rodzaj i taką ilość środków, które w da­nym momencie uśmierzają ból. Czasem jest to jednorazowe aplikowanie środka przeciwbólowego, czasem potrzebne jest regularne, w określonych odstępach czasu, podawanie preparatu uśmierza­jącego. Gdy dany środek okazuje się nieskuteczny, podnosi się jego dawkę lub też zmienia na inny rodzaj, aż po tzw. opioidy, czasem nazywane środkami narkotycznymi. Przy wzmocnionej dawce czy też przy zastosowaniu silniejszego środka mogą pojawiać się niepożądane skutki uboczne. Medycyna paliatywna, stosując coraz skuteczniejsze preparaty przeciwbólowe, równocześnie proponuje środki niwelujące objawy niepożąda­ne. Tak dzieje się dość często, nie tylko w przypadku terapii przeciwbólowych. Lekarz przepisując lek, zaleca nieraz, by wraz z nim spożywać jogurty natural­ne, a w przypadku lekarstw, mogących wywołać poważniejsze skutki uboczne, proponuje określony środek osłonowy.

Kościół o problemie leczenia bólu

Nauczanie Kościoła towarzyszy czło­wiekowi i ludzkości, także w procesie rozwoju cywilizacyjnego. Kościół pra­gnie oczyma wiary odczytywać Ewan­gelię i odnosić ją do coraz to nowszych zagadnień współczesnego świata. Na temat terapii bólu Kościół wypowiadał się wielokrotnie. W temacie tym nauczali m.in. Pius XII oraz św. Jan Paweł II. Nie­dawno wydana Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia Papieskiej Rady ds. Służ­by Zdrowia przypomina to nauczanie, wskazując na jego aktualność. Na samym początku omawiania tego problemu do­kument wskazuje na pewną pozytywną funkcję bólu. Stwierdza mianowicie: „Ból posiada funkcję biologiczną, gdyż jest symptomem jakiejś patologii”. Czyli ból jest pewnym sygnałem, wskazującym na inny problem. Na przykład, gdy boli mnie w klatce piersiowej, po lewej stronie, to możliwe, że mam jakieś problemy z ser­cem. Udaję się zatem do lekarza, który podejmuje terapię: nie tyle leczy ból, co raczej serce. Dzięki bólowi i wcześnie podjętej terapii, udało się uniknąć po­ważniejszych komplikacji kardiologicz­nych. Wiadomo jednak, że ból może być przewlekły i niełatwy do usunięcia. Nowa Karta wskazuje na jego destrukcyjne skutki: „Przedłużający się ból stanowi przeszkodę w osiągnięciu dóbr i celów wyższych”. Czasem chorzy mówią, że tak bardzo ich boli, iż nie potrafią się na niczym skupić: nie potrafią czytać, a na­wet nie potrafią się modlić. Dlatego też watykański dokument tak pisze o bólu: „Domaga się on (…) od medycyny terapii uśmierzającej: albowiem człowiek ma prawo, by panować nad siłami natury, aby używać ich do swojej służby, by wy­korzystać każdą możliwość dla uniknięcia czy usunięcia bólu fizycznego”. Widać w tym miejscu, że dokument, choć nie wprost, odwołuje się do wspomnianego wyżej wezwania Bożego do czynienia sobie ziemi poddanej.

W dalszych słowach Nowa Karta wskazuje na dobroczynne działanie środków przeciwbólowych: „Łagodze­nie bólu niesie ze sobą fizyczne i psy­chiczne odprężenie, ułatwia modlitwę i umożliwia bardziej wielkoduszny dar z siebie”. Autorzy dokumentu piszą dalej, że terapia przeciwbólowa „oddziałując bezpośrednio na to, co w bólu jest najbar­dziej agresywne i wstrząsające, przywra­ca człowieka jemu samemu, sprawiając, że jego doświadczenie cierpienia staje się bardziej ludzkie”. Dokument Papie­skiej Rady nie zapomina oczywiście o zbawczym sensie cierpienia. Stwier­dza, że „dla chrześcijanina cierpienie może nabrać doniosłego znaczenia pokutnego i zbawczego. Stanowi bo­wiem udział w męce Chrystusa i łączy z Ofiarą Odkupienia, którą złożył On z posłuszeństwa Ojcu niebieskiemu”. Można powiedzieć, że Nowa Karta pisze wprost o doświadczeniu bardzo bliskim Apostolstwu Chorych.

Uśmierzanie bólu w obliczu zbliżającej się śmierci

Wraz z rozwinięciem się choroby, szczególnie onkologicznej, może też bar­dzo mocno nasilać się ból. Koniecznym może okazać się zastosowanie tak silnych środków, które mogą ograniczyć w mniej­szym lub większym stopniu ludzką świa­domość. Nowa Karta stwierdza: „Kiedy istnieje w terapii taka konieczność i za zgodą chorego, właściwie pojęta opie­ka ludzka i chrześcijańska przewiduje stosowanie leków, które mogą złagodzić lub wyeliminować cierpienie, chociaż ubocznie mogą spowodować otępienie i zmniejszenie świadomości”. Czasem dzieje się tak, że pod wpływem określo­nych środków chory więcej śpi, i ten sen jest dla niego wytchnieniem i źródłem nowych energii. Po czasie snu znów wy­budza się, czując się silniejszym i dobrze komunikując się z otoczeniem.

Może się jednak okazać, że ból jest tak silny i nie do wytrzymania, iż rozważa się trwałe zniwelowanie świadomości. W takich przypadkach potrzebna jest oczywiście niezwykła ostrożność me­dyczna i wrażliwości etyczna. Nowa Kar­ta przypomina wyraźnie: „Nie należy pozbawiać konającego świadomości sie­bie bez poważnych przyczyn”. Człowiek jest przecież istotą świadomą, rozumną, wolną, ma prawo wiedzieć, co wokół niego i z nim się dzieje. Szczególnie, gdy zbliża się śmierć, to człowiek chory ma – można tak powiedzieć – wiele zadań do wypełnienia. Ważne jest pożegnanie się z bliskimi, przekazanie im ważnych spraw, spisanie testamentu, pojednanie się z Bogiem i ludźmi w sakramencie pokuty. Przez cały ten końcowy etap ży­cia chory może świadomie i z miłością jednoczyć się z Jezusem, wypraszając dla siebie, dla otoczenia i dla całego świa­ta Miłosierdzie Boże. Będzie po prostu do końca świadomym uczniem i apo­stołem Jezusa. Jednak czasem pojawia się ból nie do wytrzymania i potrzebny jest taki środek przeciwbólowy, który trwale może pozbawić chorego świado­mości. Dokument watykański wyjaśnia: „W przypadku bólu nie do zniesienia, opornego na zwyczajne terapie uśmierzające, w chwili zbliżającej się śmierci lub w uzasadnionym przewidywaniu wystąpienia głę­bokiego kryzysu w chwili śmierci, poważne wskazanie kliniczne, przy zgodzie chorego, może pociągać za sobą zastosowanie środków pozbawiających świadomości”. Takie działanie medyczne dokonywane w końcowej fazie życia jest moralnie go­dziwe „pod warunkiem – jak stwierdza Karta – wyrażenia zgody przez chorego, odpowiedniego poinformowania rodziny, wykluczenia jakiejkolwiek intencji euta­natycznej i dania choremu możliwości zadośćuczynienia jego obowiązkom mo­ralnym, rodzinnym i religijnym”. Tak też nauczali: Pius XII, św. Jan Paweł II oraz Kongregacja Nauki Wiary. Nauczanie Kościoła wychodzi z założenia, że do­prowadzenie człowieka do trwałego snu, w celu opanowania trudnego bólu, nie jest sprzeczne z godnością człowieka. Ten, kto śpi, zachowuje swoją godność. Nie staje się „roślinką”, nie można przy nim zaprzestać zwykłej opieki i pielęgnacji. Nie można go pozbawić życia, dokonując wobec niego eutanazji.

Nauczanie Kościoła przypomina o konieczności wypełnienia przez cho­rego, póki jest przytomny i świadomy, ważnych obowiązków. A to wszystko nie jest takie łatwe. Gdyż nieraz choremu i rodzinie trudno jest mówić o odcho­dzeniu i zbliżającej się śmierci. Bywa, że rodzina, a czasem sam chory nie chce o tym rozmawiać. Jednak chory odważ­nie może sam z własnej inicjatywy, gdy wie, że stan jest poważny, podejmować obowiązki związane z końcowym etapem życia. Jeśli choroba jest poważna, warto zastanowić się nad spisaniem testamentu, aby w ten sposób pomóc na przy­szłość rodzinie uniknąć ewentu­alnych kłótni i nieporozumień. Jeśli chory ma świadomość, że śmierć jest blisko, można pomyśleć nad tym, jakie myśli, rady, życzenia przekazać bliskim. Pan Jezus na krzyżu skierował do umiłowanego ucznia słowa: „Oto Matka twoja”, a do Maryi: „Niewiasto, oto syn Twój” (J 19, 26-27). Można powie­dzieć, że przekazał ważne wskazówki, które miały wpływ nie tylko na przyszłe życie Maryi i św. Jana, ale ukształtowa­ły przyszły Kościół. Gdy chory wie, że stan jest bardzo poważny może popro­sić duszpasterza (kapelana szpitala, albo księdza posługującego w parafii) o udzie­lenie sakramentów: spowiedzi, Komunii świętej, namaszczenia chorych. Czasem chorzy mówią, że jeszcze mają czas. Ale przecież wkrótce choroba może stać się bardziej zaawansowana, a świadomość (na przykład wskutek przyjmowania środków przeciwbólowych) może być ograniczona. Przecież tak ważne jest przystąpienie w pełnej świadomości do dobrej spowiedzi i pojednanie się z Bo­giem i ludźmi.

Jeśli chory weźmie te wszystkie sprawy w swoje ręce, to będzie przez to prawdziwym apostołem bioetyki katolickiej. Będzie bowiem świadomie realizował naukę Chrystusa, głoszoną we wspólnocie Kościoła. Oczywiście w tym wszystkim nie chodzi o to, by zadręczać rodzinę myślą o śmierci. Bywają bowiem chorzy o takiej konstrukcji psychicznej, że przy każdorazowym wystąpieniu bar­dziej dokuczliwych objawów choroby, mówią o śmierci i chcą się często żegnać z rodziną. W tych trudnych sytuacjach potrzebne jest wzajemne zrozumienie ze strony lekarza, rodziny i chorego, po­trzebne są szczere i delikatne rozmowy, zbudowane na prawdzie i prowadzone z miłością.

Łagodząca ból obecność przy łóżku chorego

Można próbować stosować niezwykle skuteczne formy terapii przeciwbólowej, stworzone przez współczesną medycy­nę, a mimo to ból może pozostać, bo będzie to ból związany z samotnością, poczuciem opuszczenia i bycia niepo­trzebnym. Otóż, bycie przy chorym, obecność przy jego łóżku, sprawiają, że chory przynależy do wspólnoty, że jest kimś ważnym i znaczącym dla bliskich, dla rodziny, dla społeczeństwa, dla Ko­ścioła. I to sprawia, że ból (nawet ten fizyczny) staje się mniejszy, albo przy­najmniej łatwiejszy do zniesienia. Sama obecność bliskich i wspólnoty Kościoła łagodzi i uśmierza cierpienie i daje nowe siły do jego zniesienia. Zaś sama przy­należność do wspólnoty Apostolstwa Chorych daje przekonanie, że nie jest się samemu, nawet jeśli w danym momencie nie ma nikogo przy łóżku. Apostolstwo Chorych daje poczucie przynależności, a to może mieć samo w sobie charakter terapeutyczny.

Czy można zrezygnować z przyjmowania części środków przeciwbólowych?

To ważne pytanie. Chrześcijaństwo z jednej strony nie zachęca do cierpiętnic­twa, z drugiej stale uczy, że w cierpieniu można zjednoczyć się z Jezusem i z Nim uczestniczyć poprzez cierpienie w dziele zbawiania świata. Tradycja Kościoła zna postawę rezygnacji przynajmniej z części środków przeciwbólowych. Pisze o niej Nowa Karta: „Niektórzy chrześcijanie pragną ograniczać używanie znieczula­jących środków medycznych, aby przyj­mując dobrowolnie przynajmniej część swoich cierpień, móc w sposób świadomy złączyć się przez nie z cierpieniami Chry­stusa”. Tradycja Kościoła i Nowa Karta nazywa taką postawę heroiczną. Nie jest ona ani obowiązkiem chrześcijańskim ani zasadniczo nie powinna być zalecana. Tak jest napisane w dokumencie: „Nie można bowiem od nikogo wymagać zachowania heroicznego. W wielu wy­padkach cierpienie może bowiem osłabić fizyczną i moralną siłę osoby”. Decyzja o rezygnacji ze środków uśmierzających może być podjęta w sposób świadomy i wolny jedynie przez samego chorego. Roztropność chrześcijańska podpowiada, że taką decyzję najlepiej byłoby podjąć po konsultacji ze spowiednikiem bądź kierownikiem duchowym. A mądry spo­wiednik, zanim wyrazi zgodę na takie zachowanie, na pewno podejmie głębszy namysł, poznając motywacje chorego oraz jego stan duchowo-psychiczny. Jest też oczywistym, że lekarz mimo, iż może zna Tradycję Kościoła o rezygnacji z czę­ści środków przeciwbólowych, takiego rozwiązania nie będzie sugerował, ani też domniemywał. Nowa Karta stwier­dza: „Dokonywana w wolności akcep­tacja bólu z motywów chrześcijańskich nie powinna skłaniać do myślenia, że nie powinno się go uśmierzać. Wręcz przeciwnie, obowiązek zawodowy oraz miłość chrześcijańska domagają się po­dejmowania wysiłków w celu łagodzenia cierpienia oraz pobudzają do podejmowa­nia badań medycznych w tej dziedzinie”. Gdy jednak lekarz spotka się u chorego z prośbą o rezygnację z części środków przeciwbólowych, a zobaczy, że jest ona wyrażana w sposób wolny i przemyślany, to winien ją uwzględnić, nawet, gdy jej do końca nie będzie rozumiał.

Na koniec przywołam wydarzenie, które miało miejsce w pewnym szpita­lu. Pacjent (miał na imię Paweł) leżał na oddziale chirurgicznym. Tego dnia, do południa poddano go zabiegowi chirurgicznemu, w czasie którego był znieczulony, jednak nie przez narkozę, ale zastosowano znieczulenie do kręgo­słupa. Nadszedł wieczór, ból poopera­cyjny zaczął się pojawiać, co było czymś naturalnym, gdyż środek znieczulający zastosowany podczas operacji przestawał działać, a rana operacyjna była przecież świeża. W czasie wieczornego obcho­du pielęgniarka zapytała pacjenta: czy życzy sobie przyjąć dodatkowy środek przeciwbólowy? Pacjent, choć odczuwał ból pooperacyjny, jednak znał Tradycję Kościoła o rezygnacji z przyjmowania części środków uśmierzających, odpo­wiedział pielęgniarce, że dziękuje, że nie chce środka. Nawet był zadowolony z takiej decyzji. Problem jednak pojawił się w nocy, kiedy to całkowicie przestało działać znieczulenie operacyjne i ból oka­zał się prawie nie do wytrzymania. Wstyd i duma nie pozwalały mu jednak przy­wołać pielęgniarkę i poprosić o zastrzyk. Po kilku godzinach jego męczarni pielę­gniarka sama przyszła do niego w nocy, a on wtedy poprosił o uśmierzenie bólu. Zapytał jedynie, skąd wiedziała, że on jest w potrzebie. Wyjaśniła, że takie mają w szpitalu procedury, iż w pierwszą noc po zabiegu odwiedzają pacjentów. Cała ta historia uczy tego, by będąc człowiekiem pobożnym i religijnym, zawsze kierować się roztropnością. Choć przywołana Tra­dycja Kościoła o dobrowolnej rezygnacji z części środków przeciwbólowych jest aktualna, to jednak wymaga mądrości życiowej. Generalnie można w życiu kierować się zasadą, że należy roztrop­nie przyjmować powszechnie stosowa­ne środki, które proponuje medycyna. Zaś wiele innych cierpień związanych z chorobą, niepełnosprawnością, pode­szłym wiekiem możemy ofiarować Bogu w łączności z krzyżem Chrystusa.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Ks. Bartoszek Antoni, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2018nr08, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 16.04.2024