Kawałek Nieba

Życie każdej matki utkane jest z mniejszych lub większych radości i smutków macierzyństwa. Każda ma swoje „dni chwalebne”, kiedy może świętować małe zwycięstwa czy wielkie tryumfy swojego dziecka, ale każda ma te swoje „dni krzyżowe”, kiedy jedyne, co może ofiarować swojemu dziecku to matczyne łzy i modlitwy.

zdjęcie: pixbay.com

2017-05-26

Lubimy słuchać rozmaitych opowieści z życia innych ludzi. Ogromną popularnością cieszą się także książki i filmy biograficzne lub choćby tylko osnute wokół jakiejś interesującej historii życia. Dzieje się tak dlatego, gdyż autentyczne świadectwo zawsze ma pierwszeństwo w dotarciu do ludzkiego serca przed choćby i najlepszą fikcją. Dlatego to właśnie świadectwo stało się jedną z najpopularniejszych form docierania do słuchaczy ze swoim przesłaniem. Można je składać na różne sposoby: posługując się darem pięknej wymowy, wykorzystując zdobycze nowoczesnej techniki, czy stosując rozmaite „pomoce naukowe”. Jednak tylko świadectwa składane własnym życiem mają moc zmieniać świat i ludzi. Większość z nas ma lub miało obok siebie chociaż jedną taką osobę, o której warto by dać świadectwo. Dla każdego z nas to jedyna i najlepsza – i jak Matka Boska pisana z dużej litery – Matka.

Jestem przekonana, że gdyby udało się zebrać wszystkie ludzkie wspomnienia o matkach i przelać je na papier, powstałoby nie tylko najdłuższe, ale i najdoskonalsze dzieło literackie w dziejach świata.

To prawda, że tu i tam doniesienia o kryzysie rodziny znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. Lecz w większości przypadków Matki – za wyjątkiem sytuacji, które zwykliśmy, i słusznie, określać mianem patologii – wychodzą z niego obronną ręką. Dlaczego? To wszystko dzięki sile ich miłości. To ona sprawia, że stłuczone kolano mniej boli, a wizyta u dentysty nie jest taka straszna, kiedy Mama jest blisko. To ona sprawia, że gdy się wydaje, że cały świat jest przeciwko nam, na dnie serca pozostaje pokrzepiająca świadomość, że: „może i wszyscy, ale nie moja Mama”. Póki Ona jest na tym świecie, pozostajemy dziećmi, nawet wtedy, gdy urosną nam wąsy, przybędzie nam kilkadziesiąt kilogramów wagi czy nazywamy siebie dorosłymi. Mamy też coś, co nazywamy domem, nawet wtedy, gdy z powodu rozmaitych okoliczności, zasilamy szeregi bezdomnych. Bo, jak napisała Anna Kamieńska, „Dom to wcale nie są ściany… ale ręce naszej Mamy”. Jest ktoś, przed kim możemy się wypłakać i pożalić na całe zło tego świata. No i dla niej – czasem tylko dla niej – jesteśmy najwspanialsi, najmądrzejsi, ukochani… To nasza Matka. A kiedy nagle jej zabraknie – świat już nigdy nie będzie taki sam… I ciągle zapominasz, że jej już nie ma na tym świecie… I tylko ciągle łapiesz się na myślach: „Muszę o tym powiedzieć Mamie…”, albo pytasz: „Co by Mama na to powiedziała”. I jest prawie tak jak dawniej; „siadasz jej na kolanach”, i pozwalasz, by Cię nadal prowadziła, doradzała, pocieszała. By cię nadal wychowywała i dzięki temu zmieniała świat na lepsze.

To Ona, Matka, i czasem tylko ona, nigdy z ciebie nie zrezygnuje, nigdy nie przestanie o ciebie walczyć i modlić się za ciebie. Nigdy nie zapomnę pewnej rozmowy, jaką odbyłam kiedyś w pociągu z przypadkową współpasażerką. „Widzi Pani, taki już los matki. Robiłam wszystko, co mogłam, naprawdę wszystko, żeby dobrze wychować dzieci. I nie upilnowałam. Mój syn przedawkował, kiedy miał 16 lat, a ja nawet nie wiedziałam, że bierze narkotyki. Nieraz myslę, ze za bardzo go kochałam, a za mało się za niego modliłam” – powiedziała nagle, po chwili zdawkowej rozmowy „o niczym” siedząca naprzeciwko mnie w przedziale kolejowym kobieta. Byłyśmy same, przed nami jeszcze godzinna podróż, a ona tak bardzo chciała to komuś powiedzieć. W jej głosie słyszałam jeszcze tamto niedowierzanie, z którym pewnie przyjęła wiadomość o śmierci swojego dziecka, a potem także tę drugą, równie straszną, a może jeszcze gorszą nowinę: zmarł z przedawkowania. Bardzo jej współczułam. Tak bardzo, jak tylko matka może współczuć innej matce. Próbowałam sobie wyobrazić siebie w podobnej sytuacji i nie potrafiłam, a może nie chciałam.

A przecież ile jest takich matek? Większość z nich naprawdę kocha swoje dzieci i chce dla nich wszystkiego, co najlepsze. Większość z nich przyjęłaby na siebie niemal każde cierpienie, byle tylko synowi czy córce „udało się w życiu”, byle „wyrósł na dobrego człowieka”, byle „żył po Bożemu”. Część z tych pięknych marzeń, które każda z matek snuje pochylona nad łóżeczkiem swego nowonarodzonego skarbu, a czasem nawet jeszcze wcześniej, nigdy się nie ziści. Czasem dlatego, że zabrakło dojrzałej rodzicielskiej miłości, że kochano „za bardzo” – nie wymagając i obniżając poprzeczkę; czasem z lenistwa – bo kariera zawodowa, bo „mnie się przecież też coś od życia należy”, bo nie mogę być tylko „domową kurą”, a mojemu dziecku przyda się trochę wolności; a czasem z innych powodów, tak zwanych „zewnętrznych: – złe towarzystwo, trudny charakter, rozbita rodzina.

Życie każdej matki utkane jest z mniejszych lub większych radości i smutków macierzyństwa. Każda ma swoje „dni chwalebne”, kiedy może świętować małe zwycięstwa czy wielkie tryumfy swojego dziecka, ale każda ma też swoje „dni krzyżowe”, kiedy jedyne co może ofiarować swojemu dziecku to matczyne łzy i modlitwy.

Za to wszystko – zwłaszcza za te łzy i modlitwy – zaciągnęliśmy wobec naszych Matek dług, którego nigdy nie spłacimy i którego spłaty one nigdy nie zażądają. Możemy choć spróbować spłacić odsetki tego długu ofiarując im naszą wdzięczna pamięć i bukiety modlitw, a przekazując dar naszej własnej macierzyńskiej i dojrzałej miłości następnym pokoleniom ofiarować własnym dzieciom namiastkę prawdziwego Nieba.  

Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 20.04.2024