To buduje szczególne więzi

Stajemy przed drzwiami skromnej kawalerki. Otwiera nam Isabel i prowadzi prosto do swojej mamy, której przestronne łóżko zajmuje większość pokoju.

Autorka tekstu jest rzecznikiem Światowych Dni Młodzieży w Krakowie oraz członkiem komitetu organizacyjnego.

zdjęcie: MARCIN MAZUR

2016-07-01

Wszystko zaczyna się nad brzegiem oceanu. Gdy w lipcu 2013 roku otrzymujemy adres zakwaterowania: Copacabana, wydaje nam się, że za chwilę trafimy do luksusowych apartamentów w sercu miasta, kojarzonego z młodością, radością i niekończącą się zabawą. Tymczasem stajemy przed drzwiami skromnej kawalerki. Otwiera nam Isabel i prowadzi prosto do swojej mamy, której przestronne łóżko zajmuje większość pokoju. Po chwili tłumaczy – trochę na migi, trochę po włosku – słowa mamy: „Zaprosiłam was tutaj, bo widzicie, ja nie mogę chodzić, jestem inwalidką. Nie mogę pójść na spotkanie z papieżem i pielgrzymami, choć to tuż pod moim oknem. Dlatego to wy jesteście Kościołem Powszechnym, który przyszedł do mnie. Dziękuję wam!”. W kilku serdecznych słowach staruszka na wózku wyjaśnia nam istotę Światowych Dni Młodzieży (ŚDM) i prawdziwe zadanie pielgrzymów i gospodarzy. A to dopiero początek.

Zawiniątko

Triduum katechetyczne podczas ŚDM to czas, kiedy młodzi spotykają się ze swoimi biskupami, by wspólnie modlić się i rozmawiać. Gdy w parafii Matki Bożej Fatimskiej w Rio z polskimi pielgrzymami przebywa ks. kardynał Dziwisz, w kościele zjawiają się goście, którzy pozornie nie pasują do młodzieżowego zgromadzenia. Dwuletni Mateuszek jak strzała pruje środkiem nawy, dając upust beztroskiej, brazylijskiej radości. Jego rodzice – Haroldo i Mariselma – siadają w jednej z pierwszych ławek, trzymając w ramionach kwilące zawiniątko. To Ruhama, bliźniacza siostra Mateuszka, którą lekarze przed porodem dosłownie spisali na straty, a chwilę po narodzinach, odłożyli do kosza na odpady. Wszystko przez jej rzadką chorobę: rozległe zniekształcenie mózgu, uniemożliwiające podjęcie podstawowych funkcji życiowych. Do dziś zdeformowana główka i twarz Ruhamy potwierdzają beznadziejną diagnozę, według której przed aborcją uratował dziewczynkę jedynie brat bliźniak, który nie przeżyłby tego popularnego w Brazylii „zabiegu”. Jednak fakt, że dziewczynka żyje wbrew prawidłom nauki i codziennym zapowiedziom lekarzy, że „nie dożyje jutra”, przypomina, iż ostatnie słowo życia zawsze należy do Boga. Na zakończenie Mszy świętej Haroldo prosi o mikrofon i w prostych słowach zaczyna tłumaczyć, że życie Ruhamy to cud wymodlony przez Jana Pawła II, a młodzi pielgrzymi słuchają z niedowierzaniem tej niespodziewanej katechezy.

Historia prostego mężczyzny, który sprzedaje wszystko, by kupić auto i ruszyć z rodziną w podróż po kraju, szukając lekarza, który podejmie się leczenia dziewczynki porusza chyba każdego. Dzięki pomocy polskiego księdza, Ruhama z rodziną trafia do Rio i tam robią co tylko możliwe, by spotkać się z papieżem. A dzięki nim, po raz kolejny odkrywam, że ŚDM to coś więcej niż spotkanie młodych. To kolejny rozdział Dziejów Apostolskich, w którym znów Kościół tłoczy się i staje na palcach, by choć cień przechodzącego Piotra padł na nich…

Teraz Polska

Do tego, że ŚDM to nie kółko wzajemnej adoracji, ale wyjście na poszukiwanie potrzebujących, młodych Polaków nie trzeba przekonywać. W Rio ponad 2000 osób z Polski zostaje przyjętych tak serdecznie, że od początku mówią: „Ale byłoby fajnie mieć możliwość się odwdzięczyć”. Taką możliwość daje sam papież, ogłaszając na zakończenie spotkania, że następnym razem widzimy się a Cracovia!

Młodzi lądują w Polsce i od razu biorą się do pracy: projekty charytatywne, świadectwa, które głoszą gdzie się da (a czasem także tam, gdzie się nie da) ożywiają wszystkie 44 diecezje. Ogłoszone przez papieża: temat spotkania, Jubileusz Miłosierdzia i orędzie na XXXI ŚDM, w którym papież pisze wprost m.in. o podejmowaniu uczynków miłosierdzia, to dla młodych ludzi potwierdzenie, że realizacja dobrych pragnień, które przywieźli z Rio jest właśnie tym, czego dziś oczekuje od nich Kościół. O chorobie jako słabości, w której objawia się moc Boża, mówią już nie tylko księża, ale i młodzi sobie nawzajem. Przede wszystkim w kontekście spowiedzi, bo ratowanie duszy z choroby grzechu, to pierwszy wymiar miłosierdzia, do jakiego są zaproszeni przygotowujący się do ŚDM. Konfesjonały przeżywają oblężenie. I znów: to dopiero początek…

Duchowa instrukcja obsługi

„Akt zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu, to coś więcej, niż zwykła modlitwa” – mówi z przejęciem s. Gaudia Skass z krakowskich Łagiewnik. Nic więc dziwnego, że modlitwa ŚDM, odmawiana od wielu miesięcy w całej Polsce i na świecie sprawia, że młodzi zaczynają robić coś więcej – bo jej początek, to właśnie słowa aktu zawierzenia wypowiedziane przez Jana Pawła II w 2002 roku nad Krakowem, Polską i światem. Druga część modlitwy, to instrukcja obsługi, jak, z kim i dla kogo szykować Światowe Dni Młodzieży: naucz się nieść wiarę wątpiącym, nadzieję zrezygnowanym, miłość oziębłym, przebaczenie winnym i radość smutnym. To nie tylko z myślą o chorych i potrzebujących, ale też wspólnie z nimi od wielu miesięcy przygotowujemy ŚDM. Przykłady? Tych nie brakuje.

Przyłożyć dłoń do krzyża

Symbole ŚDM: drewniany krzyż i ikona Matki Bożej Ocalenia Ludu Rzymskiego, ofiarowane młodzieży Niedzieli Palmowej 2014 roku przemierzają polskie diecezje. W ciągu niespełna 770 dni objechały całą Polskę, trafiając nie tylko do szkół i kościołów, ale – jak mówią młodzi – tam, gdzie na co dzień nie brak krzyża, ale może brak Boga. W wielu z tych miejsc gospodarzami są osoby chore. I to właśnie spotkania z nimi poruszają młodych Polaków bardziej niż inne.

„Odwiedziliśmy m.in. hospicjum, to było bardzo wzruszające” – opowiada Anna z centrum ŚDM diecezji świdnickiej. Dla podopiecznych Jan Paweł II to osoba, którą znają i pamiętają, dlatego ze łzami w oczach modlili się przy „jego” krzyżu. Młodzi, którzy im towarzyszyli, poznawali papieża-Polaka właśnie przez to świadectwo. Sami go nie pamiętają.

Angelo, który organizuje ŚDM w diecezji warszawsko-praskiej dodaje: „Pamiętam mamę, która przyniosła do kaplicy szpitalnej dziecko, cztery dni po operacji, bo usłyszała, że tam jest Matka Boża, która przyjechała specjalnie z Rzymu, przed którą modliły się miliony ludzi na świecie”.

Z kolei w jednym ze szpitali krzyż się nie zmieścił, więc trzeba było tylko Matkę Bożą posłać. Wielu wierzących tam nie było, ale Matka Boża jadąca windą do kaplicy była taką sensacją, że chyba każdy się przeżegnał na Jej widok.

„Wielkie przejęcie w oczach i nadzieja, że z tego krzyża będzie płynęła moc uzdrowienia” – tak wspomina spotkania z chorymi Magda, wolontariuszka ŚDM archidiecezji gnieźnieńskiej. „Najbardziej zapadło mi w pamięć, że nie tylko czekaliśmy na tych, którzy mogli sami podejść do krzyża, ale zanieśliśmy go na oddziały, musieliśmy przeciskać się między łóżkami, żeby pacjenci mogli go dotknąć. Niektórzy nie mogli się nawet podnieść i prosili, żeby im dłoń przyłożyć do tego krzyża”.

Maciek

Oprócz trudności, którym młodzi wolontariusze sami chcą wychodzić naprzeciw, są jeszcze te, które Pan Bóg zsyła znienacka, jako zapowiedź jeszcze większych łask i cudów, które – jak wierzymy – przewidział na czas ŚDM. I tak w tym samym czasie, gdy w całej Polsce przybywa pięknych świadectw spotkań przy symbolach ŚDM, na młodych organizatorów w Krakowie i Warszawie, niczym lawina zaczynają spadać dramatyczne diagnozy: stwardnienie rozsiane, zagrożona ciąża, wylew taty… i wreszcie: Maciek. Zaczyna się niewinnie, od kłopotów z kolanem, a po kilku tygodniach ten dwudziestokilkuletni grafik, pracujący w krakowskim komitecie organizacyjnym dowiaduje się, że to nowotwór. Złośliwy i z przerzutami. Nie rezygnując z pracy, Maciek rozpoczyna leczenie, a komitet szturm do Nieba. „To za Maćka” – słychać co chwilę, przy okazji wielu wyrzeczeń. Młodzi modlą się, poszczą, pielgrzymują. Gdy Maciek przyjmuje kolejne dawki chemii, „duchowa chemia” coraz bardziej zbliża do Boga młodych wolontariuszy z całego świata. „Jednoczy nas – mówi Judyta, która w pracy zamieniła z nim ledwie parę zdań – dodaje siły, aby przejść nad codziennymi błahostkami, problemami, niewiele znaczącymi sporami i dbać o wspólnotę, o siebie nawzajem, o cel, którym jest ewangelizacja, miłość, Jezus, a nie same ŚDM, idealne przygotowania, bezbłędność, targety czy wyniki”.

I tak, Maciek, oprócz projektów graficznych, zajął się też tymi duchowymi. I pomaga przygotowywać ŚDM bardziej niż kiedykolwiek.

Kwiatki, klucze i... dziękuję!

Wspólnej modlitwy z osobami chorymi nie może zabraknąć także podczas ŚDM. Dbają o nich zarówno organizatorzy Dni w diecezjach, jak też spotkania w Krakowie. Na te wspólne chwile czekają też pielgrzymi z zagranicy.

„U nas cały piątek to dzień dzieł miłosierdzia” – Sonia Piórek z archidiecezji wrocławskiej opowiada o planie pobytu pielgrzymów w diecezjach. „Pomysłów jest wiele. Oprócz odwiedzin chorych w szpitalach, pielgrzymi będą sadzić kwiatki w doniczkach, razem z parafianami, aby następnie zanieść je osobom chorym. Wezmą udział w warsztatach terapii zajęciowej z niewidomymi dziećmi, a w jednym z ośrodków doskonalenia zawodowego, wspólnie z podopiecznymi przygotują kartki pocztowe, które następnie wyślą do swoich krajów”.

Z kolei w archidiecezji krakowskiej młodzi od miesięcy odwiedzają osoby chore, piszą do siebie listy i modlą się wspólnie o dobre owoce ŚDM – wszystko w ramach projektu L4. „Poruszającym, lecz nie moim doświadczeniem były odwiedziny u chorego, który nie porusza się, leży, jest karmiony, ma problemy z mówieniem, tak naprawdę nie mówi prawie nic, opiekuje się nim żona. Kiedy dziewczyny wychodziły, z ogromnym wysiłkiem i zapewne też bólem powiedział: dziękuję. Odwiedzając chorych nabiera się chęci do życia. Takie wizyty dają porządny zastrzyk energii, która zachęca do działania!” – opowiada z przejęciem Monika, wolontariuszka projektu.

„A my zbieramy klucze” – relacjonuje ks. Sławek, koordynator ŚDM w diecezji kieleckiej. „Nazwaliśmy ten projekt «kluczowa pomoc» i mamy już ponad 300 kilogramów. Zebrane pieniądze przeznaczymy na wsparcie dla chorej młodzieży, która chce jechać na ŚDM do Krakowa. Poprzez ten projekt coś, co niepotrzebne leży na strychu, czy w szufladzie, nabiera nowej wartości”.

„Ale dlaczego chcesz jechać właśnie na ŚDM?” – pytam Artura z diecezji radomskiej, który w wieku 21 lat został sparaliżowany po wypadku rowerowym. Spodziewam się zaskakującej i wyszukanej odpowiedzi, bo chłopak, na co dzień prowadzi spotkania motywacyjne i ma wyjątkowy dar opowiadania. A on mówi po prostu: „Bo ja i moja narzeczona chcemy być tam, gdzie wielu ludzi modli się wspólnie w jednym miejscu i czasie. To buduje szczególne więzi”.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, 2016-nr-07, Miesięcznik, Autorzy tekstów, Panorama wiary, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024