Daj mi serce twoje

Małgorzata niczego nie pragnęła bardziej, niż cierpieć dla Chrystusa i stać się w ten sposób do Niego podobną. Miała ku temu wiele okazji. 14 października przypada jej wspomnienie.

zdjęcie: wikipedia.org

2016-10-14

Jezus powiedział: „Moje Boskie Serce przepełnione jest miłością ku ludziom, a zwłaszcza ku tobie, dlatego też biją z niego płomienie, by się przez ciebie ludziom objawić i w skarby, na które ty patrzysz, ich zaopatrzyć, w skarby, na które składają się łaski konieczne do tego, by ludzi wybawić z przepaści zatracenia. Ciebie niegodną i nieuczoną wybrałem do wypełnienia moich zamiarów, aby jasną było rzeczą, że wszystko jest wyłącznie moim dziełem. Dlatego daj mi serce twoje!”.

Rozpalona miłością

Adresatką tych niezwykłych słów, które brzmią trochę jak wyznanie miłości, a trochę jak wołanie o miłość, była Małgorzata Maria Alacoque. Urodziła się 22 lipca 1647 roku na zamku Lauthecourt, położonym w rejonie Burgundii, w rodzinie Klaudiusza Alacoque – notariusza z Verovres i jego małżonki, jako ich piąte dziecko. Trzy dni później przyjęła chrzest. Mała Małgorzata już jako czteroletnie dziecko odznaczała się niezwykłą dla tego wieku intuicją, która kazała jej długie godziny spędzać w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. Tak później streściła swoje dziecięce doznania: „O moja jedyna Miłości, już od najwcześniejszych lat pragnąłeś być władcą serca mego”. Jednocześnie była dzieckiem bardzo żywym, nieustępującym w dziecięcych swawolach swoim rówieśnikom. Na tym okresie szczęśliwego dzieciństwa cieniem położyła się przedwczesna śmierć ojca. Małgorzata miała zaledwie 8 lat, gdy na barki jej matki spadł ciężar wychowania siedmiorga dzieci. Powierzono więc dziewczynkę opiece sióstr klarysek w Charolles. Siostry musiały zauważyć, że Małgorzata wyróżnia się spośród innych dziewcząt niezwykłą pobożnością, skoro pozwoliły jej przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej już w wieku 9 lat, choć nie było to wówczas powszechną praktyką.

Cud uzdrowienia

Ten wielki dzień sporo zmienił w życiu dziewczynki. Zawsze skora do zabawy, w głębi swego młodego serca odczuwała równocześnie wielkie wewnętrzne rozdarcie, co przysparzało jej niemałych cierpień. „Ile razy zabrałam się z koleżankami do zabawy, tyle razy miałam wrażenie, że jakaś tajemnicza moc gwałtem mnie od nich odrywa, że jakiś wewnętrzny głos, który mię rwał do samotności, tak długo mi nie dawał spokoju, aż mu uległam, by klęcząc lub pochylona ku ziemi, zatopić się w modlitwie, aż mnie w tym stanie znajdowano, co znowu stale było dla mnie niemałą przykrością...” – wyznała jakiś czas później.

Zaledwie po dwóch latach pobytu u sióstr, z powodu ciężkiej choroby, musiała powrócić do rodzinnego domu. Cztery lata trwała bezskuteczna walka lekarzy o przywrócenie jej zdrowia. Gdy nie przyniosła skutku, matka Małgorzaty, błagając o uzdrowienie córki, powierzyła ją całkowicie opiece Maryi. I stał się cud – szesnastoletnia Małgorzata odzyskała zdrowie. Mogła, jak inne nastolatki, cieszyć się beztroskimi urokami młodości, wykorzystując dary, jakimi obdarzył ją Stwórca – urodę, wdzięk i niepospolite zalety umysłu.

Pierwsze upokorzenia

Lecz Jezus – największy przyjaciel jej dziecięcych lat – miał wobec niej inne plany. Musiała jednak najpierw przygotować się odpowiednio do roli, jaką dla niej przeznaczył. Jej nauczycielem było cierpienie z powodu braku zrozumienia i niesprawiedliwych posądzeń. Doszło do nich za sprawą zmian, jakie zaszły w życiu całej rodziny, gdy matka Małgorzaty, by zmniejszyć kłopoty finansowe rodziny, zdecydowała się powierzyć prowadzenie domu swoim krewnym. Te nie omieszkały skrupulatnie wykorzystać władzy, jaką otrzymały i skutecznie tyranizowały Małgorzatę, jej rodzeństwo, jak i matkę. Adoracja przed tabernakulum stała się dla dziewczyny jedyną pociechą, ale wkrótce i tego jej zakazano, zarzucając bezpodstawnie, że to tylko pretekst do sekretnych schadzek z jakimś mężczyzną. Małgorzata tylko z oddali, ze swej ogrodowej kryjówki, mogła spoglądać na kościół, gdzie czekał na nią Jezus. Gdy w końcu wracała do domu, surowo ją ganiono, zarzucając lenistwo i egoizm.

Stopniowo pociechą Małgorzaty stawały się objawienia, w których Jezus wyjaśniał jej, dlaczego dopuszcza te cierpienia. Zaczynała rozumieć, że tylko w ten sposób może upodobnić się do Niego, więc nie uskarżała się, traktując swoich prześladowców, jak dobroczyńców. Powierzyła się całkowicie Jego woli i pozwoliła, by On sam stał się jej duchowym kierownikiem. A Jezus pragnął, a nawet żądał, by błagała o przebaczenie za to, czym kiedykolwiek Go obraziła.

Życiowa decyzja

Nadszedł też czas, że Boski Nauczyciel coraz częściej kierował jej pragnienia ku zakonnemu życiu, gdzie mogłaby spełnić swą dziecięcą obietnicę życia w czystości i tylko dla Niego. Kiedy jej bracia zaczęli zarządzać rodzinnym majątkiem i dla rodziny znów nastały „lata tłuste”, popierana przez nich, a także przez niektórych duchownych matka nalegała, by Małgorzata wyszła za mąż. Dziewczyną targały rozterki. Wiedziała, że musi dokonać trudnego wyboru: albo sprzeciwi się matce, narażając ją na smutek, cierpienie, a może nawet śmierć, albo musi odrzucić miłość swego Jedynego, Boskiego Oblubieńca. Długie godziny spędzała na modlitwie, stosując surowe praktyki pokutne. Strach o życie chorej matki i niepewność czy za murami klasztoru uda jej się osiągnąć świętość, jakiej oczekuje od niej Jezus, już prawie przechyliły szalę na rzecz zamążpójścia. Lecz Jezus upomniał się o jej miłość, obiecując, że jeśli pójdzie za Nim, objawi się Jej i będzie przy niej trwał. Decyzja zapadła. Małgorzata postanowiła nigdy nie wychodzić za mąż, lecz wstąpić do zakonu. Nie od razu jednak mogła zrealizować swoje marzenie.

Formacja zakonna

Tymczasem służyła swoją pomocą chorym i ubogim. Gdy miała 22 lata przyjęła sakrament bierzmowania, przybierając imię Maria. Łaski płynące z tego sakramentu pomogły jej pokonać ostatnie trudności i opór rodziny. Mając 24 lata wybrała klasztor Sióstr Nawiedzenia (zwanych wizytkami) w Paray-le-Monial. Zakon ten założyli: św. Franciszek Salezy i św. Joanna de Chantal, a przez 40 lat kierownictwo duchowe nad nim sprawował św. Wincenty à Paulo. Czas nowicjatu był najszczęśliwszym okresem życia Małgorzaty, choć – co zrozumiałe – wymagał też wielu ofiar. Tu, gdy poszukiwała najlepszego sposobu duchowych rozmyślań, od mistrzyni nowicjatu otrzymała pewną cenną wskazówkę: „Uklęknij przed Najświętszym Sakramentem i stań się jakby płótnem rozpiętym przed malarzem”. Posłuszna nowicjuszka całym sercem i na zawsze uznała tę zasadę za swoją.

25 sierpnia 1671 roku Małgorzata Maria Alacoque otrzymała zakonny habit. Od tej pory tak wiele czasu poświęcała modlitwie, że w końcu przełożone zaczynały w jej gorliwości widzieć przeszkodę w spełnianiu pozostałych zakonnych reguł, grożąc nawet nie dopuszczeniem jej do ślubów. Małgorzata bardzo cierpiała, gdy na przykład podczas modlitwy przydzielano jej rozmaite prozaiczne zajęcia, lecz Jezus radził, by wolę przełożonych nauczyła się przedkładać ponad wszystko, zaś On sam zadba o to, by wszelkie „przeszkody zamienić na środki do celu”.

I tak, 6 listopada 1672 roku, Małgorzata mogła nareszcie złożyć uroczyste śluby.

Cierpieć dla Niego

Wkrótce Jezus obdarzył ją łaską swej obecności. To było niezwykłe doświadczenie. Tak później opisała te przeżycia: „Widziałam Go, czułam Go przy sobie, słyszałam głos Jego, a to wszystko wyraźniej, aniżeli przy pomocy zmysłów, bo wszelkie roztargnienie było wykluczone, moja uwaga nie mogła się od Niego oderwać. Obecność mojego Boskiego Mistrza doprowadziła mnie do najgłębszego zrozumienia mojej nicości i tego zrozumienia odtąd nigdy nie straciłam. W poczuciu głębokiej czci byłabym najchętniej trwała nieustannie na kolanach u Jego stóp. I o ile moja praca i ma słabość na to pozwalały, przybierałam owo położenie. Mimo mojej skłonnej do pychy natury, pragnęłam gorąco być zapomnianą i wzgardzoną i radość mą znajdowałam w upokorzeniu oraz w przeciwnościach. Boski mój Nauczyciel powiedział, że to musi się stać moim najmilszym pokarmem i jeśliby mi ludzie tej strawy dostarczyć nie chcieli, On sam miał jej braki uzupełnić”.

Małgorzata niczego nie pragnęła bardziej, niż cierpieć dla Chrystusa i stać się w ten sposób do Niego podobną. Wkrótce miała ku temu wiele okazji. Na przykład, kiedy podjęła pracę wśród chorych, doznała wielu upokorzeń ze strony innych osób, gdyż szatan sprawiał, że wszystko, co niosła wypadało jej z rąk. Innym razem, gdy wyciągała ze studni wiaderko z wodą, uchwyt koła tak silnie uderzył ją w twarz, że runęła na ziemię, przednie zęby zostały wybite, a dziąsła poszarpane. Następstwem tego wypadku stał się nieustanny ból głowy i bezsenność. Za radą Zbawiciela ofiarowała swe cierpienia za grzeszników, a kiedy z jakiegoś powodu nie mogła spędzać czasu na rozmyślaniach, przypominała sobie słowa Jezusa: „Modlitwa ofiary i poddania się jest mi przyjemniejszą, niż wszelka inna modlitwa”.

Mimo tego, co sama o sobie sądziła, Małgorzata musiała wyróżniać się wieloma zaletami, skoro dwa razy piastowała urząd asystentki przełożonej, a w latach 1685-1687 była mistrzynią nowicjuszek.

Duchowy przyjaciel

Przede wszystkim jednak Małgorzata zasłynęła jako mistyczka. Od grudnia 1674 roku przez ponad półtora roku Pan Jezus w wielu objawieniach przedstawiał jej swe kochające ludzi i spragnione ich miłości Serce. Konfrontując tę Jego miłość z ludzką i własną grzesznością doznawała wielu cierpień. Pragnęła dodatkowej pokuty, aby choć w pewnym stopniu wynagrodzić Mu grzechy świata, ale zwykle spotykała się z odmową przełożonej. Jezus pozwolił też skromnej zakonnicy z Burgundii odczuwać niewyobrażalny ból swojego Serca. Wydał swej uczennicy wiele poleceń. Kiedy była zmuszona je ujawnić, doznawała licznych przykrości i upokorzeń. Prawdziwość jej objawień kwestionowała nawet matka przełożona, często żartując sobie z opowiadań o zjawieniu się Zbawiciela i z bólu Małgorzaty.

Tymczasem Małgorzata, której coraz trudniej przychodziło znosić ból i niezwykły żar serca, rozchorowała się i szybko traciła siły. Ulgę przynosiło jej tylko upuszczanie krwi, co Jezus wcześniej jej przepowiedział. Począwszy od 27 grudnia 1673 roku, dolegliwości odnawiały się w każdy pierwszy piątek miesiąca. Siostry, nieświadome powodu jej regularnych cierpień, wyśmiewały ją. Jezus pozwolił także Małgorzacie łączyć się z Jego modlitwą w Ogrójcu i doznawać tej samej co On trwogi konania. Kiedy kapłani, których przełożona poprosiła o radę w sprawie Małgorzaty orzekli jednogłośnie: „Przesada, urojenie, marzycielstwo. Nie zważać na rzekome objawienia, skrócić modlitwy”, nawet sama Małgorzata zaczęła mieć wątpliwości, czy czasem nie wkroczyła na niewłaściwe ścieżki. Kiedy skarżyła się na to Jezusowi, usłyszała: „Przyślę ci sługę mojego, przedstaw mu wszystkie tajniki twego serca, a on cię na prawej drodze umocni”. I tak się też stało.

Pod koniec 1674 roku młody, ale cieszący się wielkim szacunkiem kapłan – o. Klaudiusz la Colombière – został rektorem jezuitów w Paray. Małgorzata od razu zrozumiała, że to właśnie ów „sługa”, o którym mówił Jezus. Kiedy w 1675 roku po raz pierwszy rozmawiał z Małgorzatą w konfesjonale, choć nie zwierzała mu się ze swoich objawień, mówił tak, jakby doskonale wiedział, co dzieje się w sercu zakonnicy. Kiedy o. Klaudiusz rozpoznał w niej osobę obdarzoną niezwykłymi łaskami, przełożona postanowiła powierzyć mu duchową formację siostry Małgorzaty Marii. Zakonnik polecił Małgorzacie by pilnie słuchała głosu, który do niej przemawia i powierzyła się Bogu. Ponieważ o. Colombière zawsze wyrażał się o Małgorzacie z wielką czcią, sądzono, że dał się jej zwieść i za prawdziwe uważa to, co jest tylko szaleństwem lub złudzeniem. Ojciec Klaudiusz nie przejmował się jednak tymi opiniami ani utratą poważania.

Ukryta w Bożym Sercu

Latem 1675 roku udziałem Małgorzaty Marii stały się objawienia Jezusowego Serca, które na zawsze pozostały w jej pamięci, miały także później wywrzeć wielki wpływ na cały katolicki świat. Jezus polecił Małgorzacie, aby przekazała o. Klaudiuszowi Jego żądania, a ten posłuszny Bożej woli, 21 czerwca 1675 roku, w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała poświęcił się całkowicie i niepodzielnie Boskiemu Sercu Jezusa, gotów dla Jego czci i chwały żyć, pracować a nawet oddać życie. Zachęcał też swoje penitentki w Paray, by w pierwszy piątek każdego miesiąca przystępowały do ołtarza, aby wynagrodzić Zbawicielowi za obojętność i zniewagi, jakich stale doznaje. Niestety, wkrótce kapłan, który przywrócił Małgorzacie spokój duszy, musiał opuścić Francję, lecz wszędzie gdzie był starał się szerzyć kult Najświętszego Serca Jezusa. Małgorzata tymczasem godziła się doznawać kolejnych, upokarzających cierpień dla większej Bożej chwały i w celu rozszerzenia kultu Jezusowego Serca. Właściwie dopiero w 1683 roku, po wyborze nowej przełożonej, mogła rozpowszechniać Boże przesłanie a dopiero od 1686 roku obchodzić święto Najświętszego Serca Jezusa i rozszerzać je na inne klasztory sióstr wizytek. Z inicjatywy Małgorzaty wybudowano w Paray-le-Monial kaplicę poświęconą Sercu Jezusa.

Wzrost kultu Serca Jezusa

Wróćmy jednak do 1684 roku. Kiedy zachorowała mistrzyni nowicjatu, urząd ten powierzono Małgorzacie. Przyjęła zasadę, by dzielić się tylko tym, co sama otrzyma od Serca Jezusowego. Ktoś słusznie zauważył, że tak naprawdę Mistrzem nowicjatu w klasztorze w Paray było wówczas Najświętsze Serce Jezusa. Choć Małgorzacie udało się zaszczepić miłość i cześć dla Serca Jezusa w nowicjuszkach, trudniej przychodziło jej to ze starszymi zakonnicami, które na razie z nieufnością odnosiły się do tych – jak to nazywały – nowinek. To siostry opuszczające nowicjat stały się kamieniem węgielnym świątyni poświęconej czci Jego Serca i uczyniły z niej małe sanktuarium.

Praktykowanie nabożeństwa do Serca Pana Jezusa w całym zgromadzeniu dokonało cudownej przemiany. Pogardę i wyszydzanie Małgorzaty wyparł szacunek, jakim odtąd coraz częściej ją darzono. Wydawało się, że dla apostołki Najświętszego Serca nareszcie nastał szczęśliwy czas. Ukończono budowę kaplicy, którą poświęcono 7 września 1688 roku, a niemal całe miasto brało udział w tej uroczystości.

Po złożeniu urzędu mistrzyni nowicjatu s. Małgorzata Maria powróciła do służby w infirmerii, gdzie mogła znów ćwiczyć się w pokorze i wyrzeczeniu. W 1690 roku chciano wybrać ją przełożoną, ale wybłagała u Jezusa, aby zaoszczędził jej tego krzyża. Została jednak asystentką nowej przełożonej i powiernicą wszystkich sióstr. Małgorzata przeczuwała, że wkrótce umrze. Ze względu na stan zdrowia, zakazano jej podejmowania jakichkolwiek ćwiczeń pokutnych. Bardzo cierpiała z tego powodu, ale poprosiła tylko o pozwolenie na odbycie 40-dniowych rekolekcji, by przygotować się na spotkanie ze swoim Oblubieńcem. Rozpoczęła je w październiku. Niestety już 8 października pozostała w łóżku i choć lekarze twierdzili inaczej, Małgorzata była przekonana, że wkrótce umrze. Kilka dni później zapragnęła przyjąć Wiatyk. Jej prośbie stało się zadość. W obliczu śmierci jej odwaga na chwilę została poddana próbie. Obawiając się Bożej sprawiedliwości, błagała o litość, ale już wkrótce rozpromieniła się, powierzając się Bożemu Miłosierdziu i wzywając siostry, by zawsze kochały Boga.

Spotkanie z Ukochanym

17 października 1690 roku Małgorzata poprosiła, by odmówiono modlitwy do Boskiego Serca Jezusa i do Matki Bożej, a gdy kapłan udzielił jej sakramentu namaszczenia chorych, umarła z imieniem Jezusa na ustach. Jej pogrzeb odbył się 18 października, a opinia o jej świętości była powszechna w całym mieście. Po śmierci Małgorzaty kult Najświętszego Serca Pana Jezusa rozszerzał się z zawrotną prędkością.

22 września 1827 roku po zbadaniu dzieł s. Małgorzaty Alacoque kardynałowie uznali, że można przeprowadzić proces beatyfikacyjny. Ze zbadanych pism wyodrębniono dwanaście obietnic dla czcicieli Boskiego Serca Jezusa, które przetłumaczono na niemal wszystkie języki świata, zaś 18 września 1864 roku Pius IX ogłosił Małgorzatę Marię Alacoque błogosławioną.

Już 2 lata po beatyfikacji, rozpoczął się proces kanonizacyjny bł. Małgorzaty. Po wojnie, 13 maja 1920 roku w Rzymie, zaliczono Małgorzatę Alacoque w poczet świętych.

Świat bardzo wówczas potrzebował takiej pociechy, a w kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa, rozszerzającym się za sprawą nowej Świętej, szukał źródeł pociechy dla zranionych ciał i dusz.

Świat i dziś potrzebuje przylgnięcia do Jezusowego Serca i odkrycia na nowo skarbów, jakimi pragnie nas Ono obdarzyć.


Zobacz całą zawartość numeru ►

 

Autorzy tekstów, Dajmund Danuta, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2015-nr-06, Z cyklu:, Nasi Orędownicy, Najnowsze, bieżące

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 28.03.2024