Siła Modlitwy

Przed rokiem, przed swoją diagnozą, pochował siostrę, która długo walczyła z rakiem. W krótkim czasie usłyszał i swoją diagnozę, swój wyrok – rak płuc. Przed 52-letnim mężczyzną zamajaczyła biała pani z kosą. Od początku choroby zaufał Bogu.

zdjęcie: Adrian van Leen

Nie czynił żadnej ekwilibrystyki intelektualnej, nie kombinował, nie miotał się w chorobie, nie manifestował buntu i nie poszukiwał najlepszych specjalistów, a poddał się woli Bożej. Bogu powierzał swe smutki, troski, trudne i niezrozumiałe procedury terapeutyczne i ludzi, którzy się nim zajmowali. Z pokorą znosił to, co niezrozumiałe i niesprawiedliwe. Nie dopuszczał zwątpienia w mądrość oraz w miłość Boga. Nie miotał się w egzaltacji, nie rozsiewał kirem naznaczonych słów, a znajdował oazy ciszy do rozmowy z Bogiem, któremu z ufnością powierzał siebie.

Wiedział, że Bóg może wszystko, że mimo negatywnej prognozy lekarskiej i wbrew licznym dowodom statystycznym, które źle rokowały, uzdrowienie jest możliwe za sprawą Boga. Swego wyjścia z choroby nie nazywa cudem, a łaską Boga. Odczytuje tę łaskę jako nakaz czynienia dobra, godnego i użytecznego dla życia innych. W swoich modlitwach powierzał opiece Boga dzieci i rodzinę. To oni w jego chorobie zapalali lampy nadziei na szlaku modlitewnym, by jego prośby mogły trafić pod właściwy adres. To oni wraz z nim wpisywali się w rytm wstawienniczych i błagalnych próśb. Także oni – najbliższa rodzina – okazywali należyte zatroskanie, gdy dla służby zdrowia zdawał się być tylko numerem statystycznym. Półtoraroczna walka z rakiem to ciągłe wizyty w przychodniach, laboratoriach, szpitalach i u konsultantów. To także przebywanie na oceanie ludzkiego nieszczęścia, wśród podobnych jemu, z negatywnym rokowaniem. Jego choroba zaktywizowała modlitewnie wiele osób – nie tylko jemu najbliższych. Florek był otoczony modlitwą przez różne grupy (Klaryski z Bydgoszczy, osoby z Grupy Ojca Pio w Chełmie, Grupę „Rafael” z Rudy Śląskiej), a także przez przyjaciół i znajomych. W chorobie doświadczał modlitewnego wsparcia. Jego owoców i siły. Oto świadectwo jego cudownego uzdrowienia:

"Jestem mężem i ojcem dwojga dzieci. Dwa lata temu cieszyłem się życiem i zdrowiem. Miałem pracę i wszystko co trzeba do prostego, szczęśliwego życia, tj. rodzinę i przyjaciół. Przyszedł czas na kolejne badania pracownicze związane z wykonywanym zawodem. Zawsze badania kończyły się powodzeniem i orzeczeniem zdolności do dalszej pracy. Tym razem było inaczej. Wykryto u mnie jakieś nieprawidłowości pomimo dobrego samopoczucia. Lekarz skierował mnie do szpitala, gdzie pod koniec czerwca 2010 roku zdiagnozowano raka złośliwego lewego płuca. Byłem chwilowo zdołowany swoim stanem zdrowia. Przed moimi oczami i w myślach stanęło mi całe dotychczasowe życie. Moje obawy, co do przyszłości, powierzyłem Najświętszej Maryi Pannie Częstochowskiej, podczas rodzinnej pielgrzymki autokarowej na Jasną Górę. Tam oddałem siebie i moją rodzinę pod opiekę Matki Bożej, Królowej Polski. Od tego czasu stałem się spokojniejszy o swoją przyszłość. Wynikało to z mojego zawierzenia Stwórcy.

Przez rodzinę i najbliższych przyjaciół zostałem objęty modlitwą o uzdrowienie z choroby nowotworowej. Wszystkie decyzje dotyczące mojego leczenia były podejmowane w święta ku czci Najświętszej Maryi Panny. Moje leczenie zostało również poprzedzone przyjęciem Sakramentu Namaszczenia Chorych, Pokuty i Komunii Świętej. W naszej parafii powstała grupa „Rafael”, której zadaniem jest ewangelizacja. Spotkania tej grupy odbywają się raz w miesiącu, w każdy I czwartek. Moja rodzina zaczęła uczestniczyć w tych spotkaniach, do których ja również dołączałem w czasie przerw między hospitalizacją. Pod koniec listopada przyszedł czas na kolejną wizytę u onkologa, który wyznaczył termin zabiegu na 21 grudnia 2011 roku. Podczas pierwszoczwartkowego spotkania na modlitwie o uzdrowienie duszy i ciała, prowadzący oznajmił, że jest wśród nas mężczyzna w średnim wieku, który choruje na nowotwór płuc i prosi o znak, którym miało być odczucie ciepła w ciele. W tym momencie odczułem bardzo wyraźnie owe ciepło i trwało to aż do mojego powrotu do domu. Czułem to niezwykłe ciepło nawet mimo zimna jakie panowało na zewnątrz. Swoim odczuciem podzieliłem się z żoną.

21 grudnia zostałem przewieziony do Gliwic, do Kliniki Onkologicznej, gdzie zostałem przygotowany do zabiegu. Po przeprowadzeniu wstępnego badania jednak do niego nie doszło. Pan doktor oznajmił mi, że zabieg nie jest potrzebny, ponieważ choroba została zatrzymana. Była to najpiękniejsza chwila w moim życiu i dlatego dzielę się moją radością również z Wami.

Jestem pewny, że to Pan mnie uzdrowił i wysłuchał dzięki wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny i świętych. Głęboko wierzę, że łaskę uzdrowienia wyprosiła mi ogromna rzesza ludzi, która z wielką wiarą modliła się we wszystkich moich intencjach. Dziękuję z tego miejsca wszystkim, którzy wspierali mnie modlitwą. Swojego uzdrowienia nie ośmielam się nazwać cudem, a wielką łaską Boga, za którą będę się starał życiem dziękować".

Florian Urbańczyk

Miesięcznik, Numer archiwalny, Rozmaitości, 2012-nr-08

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024